Get your dropdown menu: profilki

sobota, 18 października 2014

Cienie #4

  Założyłam strój wiedźmy i zaczęłam w łazience malować się.Wzięłam moją torebkę i zeszłam na dół do kuchni. Sprawdziłam czy mam marker i płyty do rozdania okazało się, że jednak spakowałam. Poczekałam chwilę na ekipę. Gdy mieliśmy już wychodzić Fred zaczął dyskusję.
-Nie za krótką masz tą sukienkę?
-Nie. Jest odpowiednia.
-Nie masz innej?
-Jeżeli ci nie odpowiada to idziesz pieszo.
-Dobra, dobra.-podniósł ręce do góry- Możemy już jechać?
-Oczywiście.-odpowiedziałam. Po paru minutach przyjechaliśmy na miejsce. Podałam torebkę prowadzącemu a następnie weszłam na scenę. Po krótkim przywitaniu zaczęłam śpiewać "Nieodporny rozum"

O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
Wyłoniłeś się z tłumu,
gdy ulicą beztrosko szłam.
Twoje światło (O!) poraziło mnie w dzień.
Twój oddech to mój tlen,
który we mnie ma swe lokum.
A ja wpadłam w niepokój!
No bo jak mogę chcieć
myśleć o kimś kto nie zna mnie?
Brak mi Twego widoku...
Nieodporny mam rozum. (Mam rozum......)
Zasypiam myśląc o tym, jak odezwać się . Oł...
Zasypiam myśląc o tym, że... jesteś niedaleko gdzieś.
Dokąd więc biegnę?
Choć wcale nie chcę,
me serce bije tak zawzięcie.
Wypełniam przestrzeń
zwykłym powietrzem,
szukając tego, co zwą
pozornie szczęściem.
-I razem!-krzyknęłam. Gdy wypowiedziałam pierwsze słowo ucichłam. I widownia śpiewała.. Cudownie. Zasypiam myśląc o tym, jak odezwać się . Oł...
Zasypiam myśląc o tym, że... jesteś niedaleko gdzieś.
Dokąd więc biegnę?
Choć wcale nie chcę,
me serce bije tak zawzięcie.
Wypełniam przestrzeń
zwykłym powietrzem,
szukając tego, co zwą
pozornie szczęściem.
O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
Namieszałeś w mojej głowie.
Jednym gestem, jednym słowem...
Nie musisz przynosić mi fiołków i bzów,
Wystarczy mi, że jesteś tu.
Namieszałeś w mojej głowie.
Jednym gestem, jednym słowem...
Nie musisz przynosić mi fiołków i bzów,
Wystarczy mi, że jesteś tu. 
-A teraz zapraszam na scenę Freda! Zaśpiewa ze mną zupełnie nową piosenkę pt "Tu i Teraz"
Fred:
Widzę Cię pierwszy raz,
a jakbym znał już Twoją twarz.
Tyle ludzi tutaj jest,
ja tylko Ciebie widzę.


Daphne:
Prawie wszystko różni nas,
a tak się dobrze spędza czas.
Nie ma co tłumaczyć się,
co nam się dzieje każdy wie.


Fred:
Żałuję, że to nie ja będę z Tobą budzić się
 

Razem:
Niedobrze dobrali nas, ale tu i teraz potrzebuję Ciebie,
tylko Ciebie chcę.

Fred:
Trudno zrozumieć, że właśnie Ty
poprzewracałaś w głowie mi.
 

Daphne:
Spóźniony Ty, za szybka ja,
komuś na górze nie wyszedł plan.

Fred:
Żałuję, że to nie ja będę z Tobą budzić się
 

Razem:
Niedobrze dobrali nas, ale tu i teraz potrzebuję Ciebie,
tylko Ciebie chcę.


 Spojrzał mi mi w oczy i zaśpiewał;

Fred:
Nie mogę uwierzyć, że
tak ciągle za mało Cię.
 

Razem:
Nie mogę uwierzyć, że tak bardzo mocno..
Potrzebuję Ciebie.
Potrzebuję Cię.


Fred zszedł ze sceny. Powiedziałam do widowni;
-Teraz może będzie jakaś.. Bardziej kosmiczna piosenka!- rzuciłam kapelusz za siebie i zespół już grał E.T.

Sen, trans,
Co się dzieje?
Mówić ci szatanie, a może aniele.
Krok w przód, dotyk dłoni.
Chyba się unoszę w stronę światła, proszę.
W ten głos, boję się.
Boski w swej inności, kochanek z przyszłości.
Dziwne DNA, oni nie pojmują....

Przybywasz tu z pośród gwiazd,
Nie z tej galaktyki.
Olśniłeś mnie raz
I chcę z Tobą móc iść,
Zabierz mnie tam gdzie blask!

Całuj, ca-ca-łuj mnie!
Miłością mnie nakłuwaj,
Trucizną zatruwaj!
Weź mnie, we-we-weź mnie!
Chcę być twą ofiarą,
Możesz wziąć mnie całą!
Oh, wiem!
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną!
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd!

Twój głos, przyciąga mnie.
Siły masz też wiele,
Tchnij mnie swym laserem.
Smak ust jak we śnie,
Zaraz oszaleję!

Przybywasz tu z pośród gwiazd,
Nie z tej galaktyki.
Olśniłeś mnie raz
I chcę z Tobą móc iść,
Zabierz mnie tam gdzie blask!

Całuj , ca-ca-łuj mnie!
Miłością mnie nakłuwaj,
Trucizną zatruwaj!
Weź mnie, we-we-weź mnie!
Chcę być twą ofiarą,
Możesz wziąć mnie całą!
Oh, wiem !
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną!
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd!

Czas byś mnie wprowadził,
Na kolejny poziom.
Ty jesteś tworem gwiazd.
Chcę się przechadzać chmurami,
Latać przed wirem ziemi.
Dla Ciebie stracę dom!
Doooom!

Całuj , ca-ca-łuj mnie!
Miłością mnie nakłuwaj,
Trucizną zatruwaj!
Weź mnie, we-we-weź mnie!
Chcę być twą ofiarą,
Możesz wziąć mnie całą!
Oh, wiem!
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną!
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd!

Weź mnie daleko stąd.
Weź mnie daleko stąd.
Oh, wiem!
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd.

  Zagraliśmy jeszcze kilka piosenek gdy ktoś inny miał występować. Rozrzuciłam w różne strony płyty i zeszłam ze sceny. Razem z Velmą udałyśmy się do jakieś małej knajpki zamówić frytki. Gdy odchodziłyśmy z dwoma tacami podeszła do nas dziewczynka.
-Przepraszam, ale czy widziałyście moją mamę?-zapytała.
-Niestety nie. Jak się nazywasz?-uśmiechnęłam się.
-Izzy Narrot. Miło mi.-odpowiedziała również się uśmiechając. Zamieniłyśmy jeszcze kilka zdań po czym zaprowadziłam ją do przyjaciół. Zjadła z nami i chwilę później rozległ się głośny huk. Wszyscy włącznie z Isabelle pobiegliśmy na miejsce wypadku.
-Moi rodzice!-krzyknęła Izzy. Przytuliłam ją mocno do siebie. Z jej oczu lały się wodospady łez. Po krótkich przesłuchaniach pojechaliśmy na komisariat. Szeryf pozwolił żebyśmy ją wzięli do siebie. Szybko znaleźliśmy się w domu. Zrobiłam kanapki dla Izzy i dałam jej do zjedzenia. Gdy weszłyśmy do pokoju mojego i Freda od razu powitała nas Melody.
-Słodka.-powiedziała Izzy.
-Prawda.
-Od kiedy ją masz?
-Od.. niedawna.-Położyłam ją spać i jakoś.. Zasnęłam razem z nią.

wtorek, 14 października 2014

Cienie #3

   Przez chwilę po prostu staliśmy, jak skamieniali. To było dziwne. Widziałam przecież cień, który schodził dokładnie tutaj.
-Wow... - szepnął tylko Kudłaty, a z jego ust wyleciała mgiełka. Co prawda, było tu podejrzanie zimno. Wręcz nienaturalnie chłodno i ciemno. Wydawało się, jakby ten mrok i mróz był spowodowany czymś, czego człowiek nigdy nie zdołałby pojąć. Szybko odrzuciłam tę myśl. Pamiętałam wszystko bardzo dokładnie - wszystkie duchy, widma, potwory i tego typu stwory, zazwyczaj okazywały się zwykłym człowiekiem, z mniej lub bardziej interesującym uzasadnieniem tego, co zrobili.
   Wyciągnęłam komórkę z kieszeni. Zero zasięgu, ale przynajmniej bateria prawie cała. Włączyłam latarkę, ale nie chciałam brnąć w ciemność. Kudłaty jednak nie przejął się zbytnio tajemniczą aurą tego miejsca, tylko złapał mnie za rękę, wziął ode m nie komórkę i prawie że pobiegł przed siebie.
   Katakumby nie wyglądały najgorzej. Ktoś musiał tu regularnie przychodzić i dbać o nie (co mnie trochę niepokoiło...). Co prawda, wąskie korytarze były mocno zakurzone, ale trupy były w doskonałym stanie. Przejrzeliśmy parę krypt, ale w żadnej nie znaleźliśmy nic interesującego.
   Gdy wyszliśmy na korytarz z siódmej z kolei krypty, usłyszeliśmy bliski chichot. Kudłaty momentalnie wyłączył latarkę, a ja przylgnęłam do niego jeszcze bardziej. Trochę dalej, z, jak mi się wydawało, małego pomieszczenia, wyłaniał się blask. Blade i błękitne światło wypełniało właśnie tę kryptę, do której zmierzaliśmy. Kudłaty spojrzał mi głęboko w oczy, w których odbijała się niebieska poświata. Przytaknęłam, a on wziął mnie pod ramię. Brnęliśmy na wprost, starając się być jak najciszej.
   Oślepił mnie błękitny płomień. Jarzył się nad czymś, co wyglądało jak ogromne lustro, ale nie odbijało nic. W środku było widać tylko ciemność. W krypcie czułam jeszcze większy niepokój, do niego doszło inne, nowe uczucie - strach. Wszystko to było przytłaczające. Wyciągnęłam dłoń i postawiłam krok naprzód, a płomień zgasł tak nagle, jak się pojawił. Wszystko zabłysło na kawałek sekundy, i zobaczyłam tylko uśmiech niczym u Kota z Cheshire w tym tajemniczym zwierciadle, który zaraz znikł, a wokół lustra zaczęły spowijać się czarne kształty, jakby dym. Stałam jak osłupiała, poczułam ostre kłucie w okolicach serca.
   Na szczęście Kudłaty szybko się otrząsnął. Złapał mnie za rękę i wyciągnął z krypty. Mimo, że jego reakcja była szybka, płuca wypełniał mi ten dziwny dym, a w gardle czułam nieprzyjemne drapanie i zgagę. Zakryłam sobie usta dłonią i zaczęłam kasłać, chyba jak jeszcze nigdy. W dodatku poczułam mdłości. On jednak trzymał się lepiej ode mnie, brnął przez ciemność, ciągnąc mnie za sobą. Odwróciłam się na chwilę, i zobaczyłam, że to coś, to wcale nie był dym. Teraz wyglądało to raczej jak cień, albo swego rodzaju demon. Nie byłam już niczego pewna. Może to ten gaz sprawił, że widziałam co, co nie istniało? Nie, on też to zauważył. Mimo tego, w jakim byłam stanie, próbowałam sama biec, niestety, z marnym skutkiem. Starałam się jak mogłam, ale czułam się prawie jak sparaliżowana.
   Byliśmy już prawie przy wyjściu, gdy przed nim zmaterializował się znikąd jeden z Cieni. Złapał go za koszulkę i uśmiechnął się przerażająco. Dalej krztusząc się, pełzłam dalej. Zobaczyłam w oczach Kudłatego coś takiego... Nienaturalnego. Był blady, jego oczy jaśniejsze niż wcześniej. Podczas gdy zwykle były ciemne, prawie, że czarne, teraz ich kolor zmienił się na jasno-szare. Z ogromnym trudem stanęłam na nogi i wyciągnęłam rękę przed siebie, a cień rozwiał się na wszystkie strony, w tym również przeszedł przeze mnie. Przez chwilę, wszystko było jasne, a, tak zwane cienie nie wyglądały już jak zwykłe opary. Miały ludzkie sylwetki, były białe, prawie przezroczyste. Jedyne co się wyróżniało, to ciemne, duże i smutne oczy. Wzrok minął po paru sekundach, gdy Kudłaty całkiem się otrząsnął. Objął mnie w talii i uniósł, a ja wspięłam się na górę, a potem sama, chociaż z trudem go wciągnęłam.
   Zakrył szybko klapę. Wyszliśmy na zewnątrz. Było już całkiem ciemno, księżyc był w pełni. Wykasłałam prawie płuca i położyłam się na trawie. Spojrzałam na Kudłatego. On też nie czuł się za dobrze. Był cały zlany potem, i mimo, że odszedł na znaczną odległość, pod takim kontem widziałam, że wymiotował krwią. Otarła ręką usta i wrócił do mnie, położył się obok i ciężko oddychał. W głowie mi huczało.
-Jak się czujesz? - wyszeptałam po chwili milczenia.
-Jakby ktoś we mnie strzelał z karabinu maszynowego. A ty?
-Podobnie.
-Velmo, co to było? - gdybym stała, wzruszyłabym ramionami, ale leżałam.
-Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, jak to logicznie wytłumaczyć. Ale na razie, mam serdecznie dość.
   Kudłaty oparł się na łokciach i wpatrywał się we mnie, jakby chciał czytać mi w myślach. Przekręciłam się na boku i spojrzałam mu w oczy. Nadal były nienaturalnie jasne, może nawet jaśniejsze niż wcześniej. Z trudem wstałam i położyłam mu dłoń na policzku.
-Twoje oczy...
-Co takiego? - zdziwił się.
-Są białe.
   Na te słowa wyciągnął komórkę i przejrzał się w niej.
-Cokolwiek by to było, to nie kolejny złodziej w masce. - skomentował i legł na ziemię, razem ze mną.
-Nie wracamy dzisiaj do domu. - szepnęłam.
-Masz szczęście, że to nie zima. - mimo wszystko zgodził się, a ja przysunęłam się.
   I tak spędziliśmy noc. Nad nami niebo, a pod nami demony i ich ciche wycie potępieńców.

* * *

   Obudziłam się, jak zwykle, wcześniej od Kudłatego. Wyjęłam komórkę z kieszeni i przejrzałam się. Super, wyglądałam gorzej niż po przebiegnięciu dziesięciokilometrowego maratonu. Włosy potargane, oczy przekrwione, całe ubranie w trawie. Swoją drogą, on też nie wyglądał najlepiej. Włosy całkiem potargane, na koszulce było parę plamek z krwi, pod oczami widniały cienie. Najwyraźniej, podczas gdy ja smacznie spałam, on nie mógł zmrużyć oka. Cały wyglądał wyjątkowo ponuro, jak na kogoś, kto uśmiecha się prawie ciągle.
   Na razie nie chciałam go budzić, więc po prostu wstałam, otrzepałam z trawy i leniwym krokiem ruszyłam w stronę budynku. Uchyliłam tylko drzwi, by przekonać się, że mimo Słońca na niebie, jest tam tak samo ciemno jak w nocy. Na szczęście, wycia i jęki ucichły.
   Gdy się odwróciłam, Kudłaty był tuż przede mną.
-Co robisz? - spytał.
-Boję się ciebie...
-Czemu?
-Za dobrze cię wyszkoliłam w sztuce Ninja...
-Ach, okey. Jak moje oczy? - patrzył na mnie wyczekująco.
-Wciąż białe...
Westchnął.
-Jak tylko wejdę do domu, idę wziąć prysznic. Potem idę kupić soczewki. Nie wydaje mi się, żeby ludzie po zombie apokalipsie zaakceptowali fakt, że moje oczy są jak u jakiegoś... Widma.
-Może pójdę z tobą?
-Lepiej nie. Poza tym, lepiej odpocznij. To był ciężki spacer.
-To przynajmniej pożyczę ci okulary przeciwsłoneczne.
-Nie trzeba, mam swoje. - uśmiechnął się, pierwszy raz od wczorajszego zwiedzania katakumb. - No, w sumie możemy się zbierać.
   Gdy wróciliśmy do domu, spotkaliśmy się z miłymi i zaciekawionymi spojrzeniami reszty. Kudłaty ledwo wszedł na górę, bo miał zamknięte oczy. Ja szybko pobiegłam do łazienki, ogarnęłam się lekko i przebrałam w kombinezon-pingwin, w którym miałam zamiar po prostu iść spać. Minęłam się z Kudłaty na korytarzu, on, był już w okularach, gotowy do wyjścia.
   Gdy weszłam do swojego pokoju, ułożyłam się na łóżku. Zaraz weszła Daphne.
-Gdzie wyście się szlajali?! Całą noc was nie było! - krzyknęła na mnie.
-To długa historia... A ja chcę się wyspać. - oczy same mi się zamykały, mówiłam zmęczonym tonem.
-Czy wy... Coś... Pokłóciliście się? - spytała, o wiele łagodniejszym głosem.
-N-nie... Skąd taki wniosek?
-No bo... Wy nic, ani słowa do siebie, a on teraz wyszedł sam... I przebrałaś się w pingwinka...
-Nie, po prostu poszedł kupić soczewki.
-Na co? Przecież ma idealny wzrok.
-Nie takie soczewki. Zresztą, potem ci wyjaśnię. Teraz chcę spać.
-Dobrze, dobrze, wyśpij się, bo o dwudziestej-drugiej wychodzimy. - zaśmiała się.
-Niby gdzie? - jęknęłam.
-Dzisiaj Halloween.


* * *

Ludzie, możecie być dumni, bo rozdział jest długi, bez obrazków, a ja wprowadzam parę małych zmian związanych z wizerunkiem Kudłatego i Velmy xDD No tak, bo niby w powieści piszę, że on ma prawie 2 metry, a ona taka niska, a na zdjęciach wygląda na odwrót xD No więc prawdopodobnie niedługo pojawią się nowe postacie... Poza tym, czasem pod postami będą takie mini tłumaczenia itd., bo zdecydowałyśmy, że teraz w Innych bd tylko Powiadomienia :3 Od opisywania dni i spojlerowania będzie nowy blog :D Kliknij, Morświnku! :D Tak poza tym, to przepraszam, że tak długo rozdziału nie było, bo z tego co liczyłam to chyba 3 tygodnie i 3 dni dzisiaj mijają, ale no, miałam blokadę i dużo lekcji :< Nie no dobra, nie było dużo lekcji, ale jestem leniwa ._. Cały ten rozdział napisałam dziś, więc, jeśli dobrze pójdzie, w niedzielę też będzie :3 Chociaż zaraz wszystko napiszę na drugim blogu, kochani ;3 To w sumie tyle, wiem, że i tak nie skomentujecie, ale byłoby miło :3 Pa c:

P.S. Jak znajdę kombinezony Velmy to wstawię :3

sobota, 20 września 2014

Cienie #2

Podjechałam pod sam garaż i zsiadłam z motoru. Ściągnęłam kask i weszłam do domu. Odwiesiłam kluczyki i podreptałam na górę. Rzuciłam się na łóżko i sięgnęłam po laptopa. Przeglądałam różne strony internetowe do czasu kiedy nie przyszła do mnie Melody. Uśmiechnęłam się i zerknęłam na jej miskę. Była oczywiście pusta co można było przewidzieć. Wzięłam ją w rękę i zeszłam na dół nalać jej mleka. Po tej czynności zaniosłam ją na górę i postawiłam miskę koło łóżka. Wyłączyłam laptop i sięgnęłam po komórkę. Chwilę sms'owałam z Roshą. Nagle Fred wszedł do pokoju i poszedł do swojej części. Postanowiłam pograć na gitarze Radioactive.

I'm waking up to ash and dust
I wipe my brow and I sweat my rust
I'm breathing in the chemicals
I'm breaking in, shaping up, then checking out on the prison bus
This is it, the apocalypse
Whoa
I'm waking up, I feel it in my bones
Enough to make my system blow
Welcome to the new age, to the new age
Welcome to the new age, to the new age
Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive
Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive
Odłożyłam gitarę i wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę kuchni. Otworzyłam lodówkę i zrobiłam sobie kanapki. W kubek wlałam kawę i poszłam z tym ponownie na górę. Postawiłam tacę na stoliku i włączyłam Tv.Parę minut później zawitał do mnie Fred.
-Stęskniłeś się?-Zapytałam. Popatrzył się chwilę na mnie i odpowiedział;
-Może. Mogę się przysiąść?-Kiwnęłam głową i przesunęłam się w prawą stronę. Zaczęliśmy oglądać The Wolf Among Us. Zaczęłam jeść przygotowane jedzenie. Gdy się skończyło wzięłam tacę na kolana i wstałam. Zapaliłam światło i wstawiłam naczynia do zmywarki. Poszłam też od razu do łazienki wziąć gorący prysznic. Po prysznicu zawinęłam się w ręcznik. Weszłam do pokoju i wzięłam piżamę. Przebrałam się w nią i położyłam się.Nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
~*Następny Dzień*~
Obudziłam się i przeciągnęłam. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie płatki.  Po zjedzeniu ubrałam się w zestaw nr.7. Wzięłam telefon i zobaczyłam, że ktoś do mnie dzwonił.
Nieznany
Postanowiłam nie zwlekać i zadzwonić.
-Przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porze, ale ktoś do mnie dzwonił i..
-Nie musisz się tłumaczyć. Rosha podała mi twój numer.
-Znasz Roshę?
-Tak.. 
-Przepraszam, że pytam, ale jak masz na imię?
-Jestem..


***
Z góry przepraszam za krótki rozdział :/ Jakoś nie miałam pomysłów i.. Wszystko wyszło mi fatalnie. 
Kim jest "Nieznany" dowiecie się.. Za jakiś czas :)
 

czwartek, 18 września 2014

Cienie #1

   Obudziłam się koło ósmej. Kryształowy Zdrój powoli zbierał się po epidemii zombie. Wszyscy próbowali wrócić do normalnego życia, my też - jeśli czymś codziennym jest rozwiązywanie zagadek przez grupę nastolatków - a właściwie niedługo - dorosłych.
   Gdy podniosłam się z łóżka, zauważyłam, w pokoju jestem sama. Założyłam okulary, wyjęłam ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i ubrałam się w zestaw numer jeden. Odłożyłam piżamę na pralkę i wyszłam.
   Zeszłam szybko na dół, bo poczułam naleśniki. Mój nos się nie mylił. Kudłaty smażył dopiero drugiego naleśnika. Obejrzał się i uśmiechnął się.
-O, wstałaś.
-Długo po tobie? - usiadłam przy stole. Zawsze lubiłam patrzeć, jak gotuje.
-Czy ja wiem, jakieś pół godziny. - odwrócił się. - Z czym chcesz? Cukier, dżem?
-A jest syrop?
-Chyba tak. Poszukaj.
Wstałam i podeszłam do szafki. Szukałam syropu klonowego, ale znajdowałam wszystko prócz niego - Nutellę, cukier, kawę, herbatę, wszystko. Po jakiś dziesięciu minutach poszukiwań odkryłam, że kryje się w głębi szafki z naczyniami.
-Kto go tam włożył? - zirytowałam się.
-Mhm... - Kudłaty zamyślił się. - Albo ja, albo Scooby. Zależy jaki film wczoraj oglądaliśmy.
-Wydaje mi się, że Obecność.
-To Scooby.
-Skąd ta pewność?
-Bo w tym filmie było dość dużo strasznych scen, a on takich nie lubi, więc często wychodził. A wiesz, że kiedy ogląda horrory, wystarczy, że usłyszy jeden dźwięk i panikuje. Pewnie odnosił syrop i usłyszał jak ktoś - spojrzał na mnie wymownie. - Upadał.
-Nie przypominaj mi. Dotąd bolą mnie żebra.
-Nie przesadzaj, miałam miękkie lądowanie...
-Pff, nawet nie wiesz, jaki jesteś kościsty.
-Miło mi to słyszeć. - Położył mi na talerzu naleśnika i polał syropem.
-Dzięki. Co z resztą?
-Fred chyba rozmontowuje system ochrony domu. W każdym razie, zmniejsza go. A Daphne już wcześniej gdzieś pojechała na motorze.
-A Clementine? Scooby?
-Clementine zajmuje się czymś w ogrodzie, Malina jej pomaga, a Scooby śpi. - usiadł naprzeciwko mnie i zaczął jeść.
-Tylko my nie mamy się czym zająć?
-No nie wiem. Możemy wyjść na spacer.
-To poczekaj na mnie. Zmienię bluzę.
   Odstawiłam talerz do zlewu i weszłam na górę. Założyłam bluzę z jeleniem i zeszłam na dół. On już czekał, nawet zdążył założyć bluzę - i, pewnie - zjeść jeszcze dwa naleśniki. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy. Poszliśmy oczywiście do lasu.
   Był koniec października, środek jesieni. Z drzew spadały liście różnokolorowe liście, tworząc z ścieżki barwny dywan. Było dość wcześnie, więc słońce było jeszcze nisko. Światło prześwitywało przez gałęzie, a wraz z lekką mgłą las wyglądał tajemniczo i pięknie.   Pod koniec naszej małej wyprawy drzewa prawie zniknęły. Mgła stawała się coraz gęstsza. Znaleźliśmy się na kompletnym pustkowiu. Jedynym budynkiem, jaki widzieliśmy, to spory kościół czy też klasztor. Mimo mgły mogliśmy dostrzec ciemne sylwetki. Snuły się bez sensu. Ja i Kudłaty i tak mieliśmy zrobić sobie odpoczynek, więc pomyśleliśmy "Hej! Skoro tam są ludzie, to nic nie może się stać, prawda?".
   Podeszliśmy bliżej, ale jak się okazało, nikogo tam nie było. To była lekko przerażająca myśl, zważywszy na to, że oboje widzieliśmy, jak ciemne kształty przemieszczają się w te i we w tę.
-Może po prostu weszli do środka? - wymamrotał Kudłaty.
-Nie wiem, czy chcemy to sprawdzać... - mruknęłam.
-Oj, daj spokój! - uśmiechnął się ciepło i pociągnął mnie za rękę. - Może być fajnie.
   Uchylił drzwi i znaleźliśmy się w ciemnym, przestronnym pomieszczeniu. Tak jak przypuszczałam, był to po prostu kościół. Były dwie nawy, prezbiterium, dużo ławek, konfesjonały... Wszystko wyglądało normalnie. Tylko w środku było nienaturalnie ciemno (chociaż był środek dnia) i dziwnie zimno, co mnie martwiło.
-Trochę tu.., dziwnie. - Kudłaty jakby czytał w moich myślach.
Kątem oka dostrzegłam cień schodzący w dół za ołtarzem. Złapałam go za rękaw.
-Widziałeś to? - spytałam lekko drżącym głosem.
-Co?
-Widziałam, jak ktoś schodził w dół? - ściskałam jego bluzę coraz mocniej.
-Gdzie?
-Koło ołtarza.
Podeszliśmy tam, by przekonać się, że w podłodze znajduje się klapa. Była na tyle szeroka, że zmieściłabym się, gdybym miała nadwagę i kurtkę zimową na sobie. Spojrzeliśmy tylko po sobie i razem otworzyliśmy klapę. Skoczyliśmy koło dwóch metrów w górę. Gdybyśmy musieli wyjść, Kudłaty musiałby mnie podsadzić, a on podskoczyć i sam się wdrapać. Patrzyliśmy na to miejsce mniej niż dwie sekundy, i od razu wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy.
   Katakumby.


* * *

   Cześć ;] Mam nadzieję, że rozdział się podobał :> Co prawda pisałam go długo, a on nie jest szczególnie długi, ale obiecuję, że zabieram się już za kolejny ;3 A to, że go tak długo, wynika jedynie z mojego lenistwa XD Pa c:

poniedziałek, 1 września 2014

Perykles #1

   Mimo, że te Einmischung Kinder zniszczyły moje laboratorium, nie zdają sobie sprawy, że inwazja nieumarłych służyła jedynie do odwrócenia uwagi. Bo któż podczas apokalipsy zwraca uwagę na włamanie do kilku miejsc?
   W moim pierwszym obozowisku nie było miejsce dla nikogo innego. Oczywiście, das Fräulein, Alicja, czasami dostawała ode mnie małe zadania, ale zwykle w formie krótkiego liściku.
   Nakreśliłem na środku pentagram, na środku położyłem Juwelen - Akwamaryn, Ametyst, Szmaragd, Topaz i Opal.
   Znak zabłyszczał, oślepił mnie blask niebieskich płomieni. Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem dwa przedmioty - Spiegel und Schwert. 
  Spojrzałem w lustro i ujrzałem rozmazany obraz, jakby we mgle. Nagle wyostrzył się i ujrzałem Kinder. Chwyciłem miecz i odleciałem z nim. Gdy wróciłem, że ziemi leżało Zwierciadło, a pentagram zniknął.
   Teraz mogłem wcielić w życie mój prawdziwy plan.



*Inne*

niedziela, 24 sierpnia 2014

Epidemia #7

Siedziałyśmy nad środkami wybuchowymi do.. Zresztą nie patrzyłam na zegarek. Poszłam na górę żeby porządnie się ubrać i chociaż lekko umalować. Po tych czynnościach zeszłam na dół i zrobiłam sobie szybko kanapkę. Wzięłam parę dużych kartonów i ustawiłam je przy drzwiach. Wsadziłyśmy tam z Velmą środki wybuchowe. Wzięłam kluczyki od samochodu Freda.
-Nie myślisz, że będzie za to zły?
-Jasne, że nie. Pewnie nawet się nie zorientuje.-Uśmiechnęłam się i otworzyłam bagażnik w samochodzie. Powsadzałyśmy pudła i pojechałyśmy do kryjówki Peryklesa. Poukładałyśmy w całym domku środki wybuchowe. Wzięłam granat i rzuciłam w środek. Szybko pobiegłyśmy do samochodu i za nami słychać było wielką eksplozję.  U Carvera nie było czego wysadzać zresztą nie miałyśmy tylu środków. Pojechałyśmy do domu i od razu co zrobiłam to było położenie się. Po 3 godzinach obudziłam się i poszłam na dół. Kudłaty robił obiad a Fred czytał gazetę. Velma siedziała i oglądała w salonie Pierwszą Miłość. Przysiadłam się do niej i oglądałam. Nagle usłyszałam miauknięcie.
-Ty też to słyszałaś?-Zapytałam.
-Tak.. Chodźmy to zobaczyć.-Wyszłyśmy na dwór i zobaczyłyśmy dwa małe kotki. Jeden był czarny a drugi biały.
-Boże jakie słodkie!-Wzięłam białego kotka na ręce a Velma czarnego.
-Zabieramy je do domu.-Uśmiechnęłyśmy się i wzięłyśmy kotki do swoich pokoi. Jak się okazało piły już normalne mleko. Po jedzeniu wzięłam Melody do pokoju i położyłam ją na łóżku. Szybko uszyłam dla niej posłanie i postawiłam przy moim łóżku. Bawiłam się z Melody do czasu kiedy zasnęła. Wzięłam ją na ręce i przełożyłam na dużą poduszkę którą dla niej na początek uszyłam. Wzięłam gitarę i poszłam na dwór ćwiczyć "Nie Powiem Jak". Po paru minutach zadzwonił mój telefon. Okazało się, że to był mój menager.
-Dzień dobry.
-Witam. Daphne co powiesz na koncert na imprezie Hallowen która będzie na stadionie?
-Jasne! Mogę wybrać własny repertuar?
-Pewnie. Do zobaczenia!-Krzyknął i się rozłączył. Uśmiechnęłam się i kontynuowałam granie.

sobota, 23 sierpnia 2014

Epidemia #6

-Właściwie to o co chodzi? - spytała Daphne.
-Musimy przeprowadzić badania i opracować plan. - odpowiedziałam, dalej ciągnąc ją do laboratorium.
-Zwykle prosisz o to Kudłatego. Tym razem obudziłaś mnie. - spojrzała na mnie wymownie, po czym jęknęła. - Czeemu?
-Bo jego budziłam wielokrotnie. Teraz twoja kolej. - dalej dziwnie na mnie patrzyła. - No dobra, widziałam, że ma cienie pod oczami, więc dałam mu odpocząć.
Rudowłosa uśmiechnęła się usatyfakcjonowana.
-To słodkie.
-Zamknij się. Chodź.
   W laboratorium włączyło się oślepiające światło. Daphne wyjęła z woreczków probówki z eliksirem i przelała je do jednej, większej. Ja poszperałam trochę w kurtce i znalazłam notatki Peryklesa.

Eliksir Życia napełnia żyły zmarłych na tyle, żeby mogli się poruszać, biegać, czy nawet atakować. Ich mózg jest jednak po części wciąż martwy, co sprawia, że bardzo łatwo je kontrolować. Do stworzenia eliksiru nie potrzeba mi było wiele - jedynie laboratorium i proste do zdobycia składniki.

Składniki do Eliksiru Życia (1 litr)
- 0,3 litra zajęczej krwi
-kawałek wilczego serca
-0,2 litry niezaschniętej żywicy (rozcieńczonej z wodą)
-0,4 litra krwi ludzkiej
-0,1 litra soku winogronowego

Mam tylko nadzieję, że nie wkradną się tu żadne skutki uboczne.

-Sok winogronowy? Serio? - spytała Daphne.
-Na to wygląda. A ja tam wolę nie myśleć o tych biednych zajączkach...
-Serio? Nie obchodzi cię, skąd wziął krew człowieka?
-Po pierwsze, pracował dla niego Carver, a po drugie on ożywia zmarłych. Myślisz, że trochę krwi to problem?
-W sumie, to nie. Jak mamy go powstrzymać?
-Potrzebne mu laboratorium, więc może...
-Myślisz o tym samym co ja?
-Chyba tak. Więc bierzemy się do pracy. Tylko włóż kitel.
-Kitel? Poważnie?
-To poważne laboratorium!