Get your dropdown menu: profilki

wtorek, 28 października 2014

Cienie #5

   Obudził mnie mój kot, Alec. Oczywiście, mruczał okropnie głośno, a jego czarne, aksamitne futerko lśniło. Jego jasno-niebieskie oczy błyszczały, gdy na mnie patrzył. Miał wyjątkowo dobry humor, w przeciwieństwie do mnie. Czułam się wyjątkowo paskudnie, miałam migrenę, a po wczorajszych wydarzeniach... No cóż, chyba każdy z nas współczuł Isabelle.
   Wstałam z łóżka i pogłaskałam Aleca. Mruczał jeszcze głośniej. Żeby za mną nie poszedł, musiałam odwrócić jego uwagę jedzeniem, tak więc nakarmiłam go i ukradkiem wymknęłam się z pokoju. Wzięłam długi, ciepły prysznic, ubrałam się w zestaw nr 6. Gdy wyszłam z łazienki, pod drzwiami zastałam Isabelle.
-Cześć... Izzy. Kogo szukasz? - spytałam.
-Hej, Velmo. Chciała po prostu wejść. Pewnie zaraz zjemy śniadanko. - dziewczynka uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-A co chciałabyś zjeść?
-Omlet... - miała rozmarzony wzrok.
   Wróciłam do pokoju. Mimo, że dobrze było wiedzieć, że Kudłaty w końcu może spać, i tak zaraz by się obudził... Szturchnęłam go parę razy, aż w końcu otworzył oczy, wciąż białe. Mrużył je chwilę, aż w końcu uśmiechnął się obojętnie.
-Czego chcesz, zła kobieto? Czemu budzisz mnie o tej porze? - spytał.
-Śniadanie samo się nie zrobi. - rzuciłam.
-A więc jestem dla ciebie tylko marnym kucharzem?! - udawał oburzenie.
-Nie. - chwilę milczałam. - Jesteś bardzo dobrym kucharzem.
   Na te słowa uśmiechnął się ciepło i wstał szybko z łóżka, przeprał się w minutę, umył żeby i zszedł do kuchni.
-Na co masz ochotę? - spytał.
-Isabelle wspominała o omlecie...
-Isabelle... Ach, tak, mała Izzy. No, to biorę się do ciężkiej pracy.
-Ciężkiej? Zajmie ci to najwyżej pół godziny.
-Cicho! - syknął.
Tak jak powiedziałam, tak też się stało. Nie minęło wiele czasu, a wszyscy mogliśmy się delektować omletem. Miło było zjeść razem śniadanie. W ósemkę.
   Mimo wszystko, nie wspominałam ani słowem z Kudłatym o tym, dlaczego nas nie było, i co się wydarzyło. Tym prościej było to ukryć, że oni nic nie podejrzewali, a on zawsze zakładał soczewki. Gdy skończyliśmy jeść, zostałam tylko ja i Kudłaty.
-Wiesz, że musimy tam wrócić, prawda? - spytałam, zmywając naczynia.
-Mimo wszystko, na razie mam ochotę odpocząć. Dobrze wiesz, że tym razem to nie jest zwykły facet w masce. - rzucił.
-Ale... I tak chcę tam wrócić.
-No... dobrze. To kiedy ruszamy?
-Zaraz. - uśmiechnęłam się promiennie. - Skończę tylko zmywać.
   Po pewnym czasie byliśmy na miejscu. Kudłaty patrzył swoimi jasnymi oczami na kościół. Twarz miał ponurą, wyglądał na starszego niż w rzeczywistości.
-Nie ma na co czekać. - powiedział po chwili z cieniem uśmiechu na twarzy.
   Głównym celem naszej ekspedycji do katakumb było zbadanie tajemniczej krypty. Mimo, że na razie żadne demony nas niepokoiły, atmosfera tego miejsca była jeszcze dziwniejsza niż wcześniej. Była to zmiana dobrze odczuwalna, mimo to, dotąd nie mogę opisać jej słowami. Chyba, że poprzednie zdanie można uznać za opis. Nie było widać żadnych oznak życia, cienie nie zwracały na nas uwagi. Właściwie, to nie robiły tego, bo ich nie było. I to mnie niepokoiło.
   Drogę do tamtej krypty znałam na pamięć. Nie wiemy, co nas podkusiło, ale postanowiliśmy się rozdzielić. Kudłaty miał przejrzeć wcześniejsze krypty, natomiast ja skierowałam się prosto do tej ze zwierciadłem. Gdy tylko postawiłam stopę w jej "progu", coś się zmieniło. Ale tym razem, wszystko rozbłysło, podczas gdy ostatnim razem zapanowały ciemności egipskie. Zwierciadło, które ostatnio widzieliśmy, tym razem widziałam bardzo dokładnie. Nie było aż tak wielkie, jak nam się wydawało, ale tym razem stało. Jego rama emanowała błękitnym światłem, które oślepiło nas poprzednio, zaś samo lustro przyciągało mnie do siebie, mówiąc jakby zbliż się, nie ociągaj się, dotknij!    Przez chwilę czułam, jakbym straciła kontrolę nad własnym ciałem, a do powierzchni lustra przyciągała mnie niewidzialna siła. Gdy go dotknęłam, odbicie rozmazało się. Światło znów zgasło, a jeden z cieni wepchnął mnie prosto w nie. Przeszłam przez zwierciadło i znalazłam się w małym pokoju, a ostatnim dźwiękiem, jaki zdołał wydobyć się z mojego gardła, był cichy okrzyk.
   To, co działo się w krypcie, widziałam wszystko przez zwierciadło, które teraz okazało się być lustrem weneckim. Próbowałam się wydostać, ale jego powierzchnia tylko lekko się rozmywała na ułamek sekundy, żeby zaraz powrócić do normalności. Po chwili walenia w tę niewidoczną barierę, wszystko zaczęło wirować, a ja runęłam na ziemię. Nagle znalazłam się w małym pomieszczeniu. Wiedziałam, co to będzie. Projekcje moich najgorszych wizji. Pierwszą znałam doskonale, męczyła mnie często w snach. Utknęłam we wraku samolotu, który spadł do oceanu. Luki <mam nadzieję, że tak nazywają się te okienka...> zaraz pękną, a ja utonę. Zaczęła szybko oddychać. Co, jeśli te wszystkie wizje są prawdą, i naprawdę zginę?, pomyślałam. Widziałam, jak szkło okien pęka, a za dosłownie sekundę wylał się na mnie hektolitry wody. Już za chwilę stałam na klifie i patrzyłam w dół. Nagle poczułam ręce, które popchnęły mnie w przepaść, a gdy spadałam na rychłą śmierć, sekundy dłużyły się niemiłosiernie. Gdy byłam metr nad ziemią, zatrzymałam się i znalazłam się znów w małym, ciemnym pokoju.
-Velma! - usłyszałam. Jego twarz była chorobliwie blada, a ja mój nierówny oddech zamienił się w spazmy. On przytulił mnie mocno i uśmiechnął się czule. - Już dobrze. - powiedział. Ale gdy spojrzałam mu w oczy, ujrzałam w nich coś dziwnego, nieznajomego, jednak nie przejęłam się w tym i wtuliłam w jego pierś. Gdy uspokajałam się w jego ramionach, zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w jego bicie serca. Nagle poczułam ostry ból w okolicach klatki piersiowej, a on odsunął się ode mnie. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że już nie uśmiecha się krzepiąco - jego twarz wykrzywił grymas, przypominający uśmiech z lustra. Wolno skierowałam głowę do tyłu. W moich plecach widniała ciężka rana, która sprawiała, że po całym moich plecach spływała krew. Odwróciłam się. W lewej ręce trzymał zakrwawiony nóż. Gdy spojrzałam mu w oczy, zrobiło mi się słabo, tak, że prawie upadłam. Mimo swego postępku, on mnie złapał, tylko po to, żeby dźgnąć mnie w brzuch i puścić. Skuliłam się i położyłam. Ostatnie, co zobaczyłam, zanim zemdlałam, to czarna sylwetka "Kudłatego", i gardłowy głos, dobiegający z oddali.
-Witaj i żegnaj w świecie Lustra, Velmo Dinkley.

* * *

   Wiem, że znowu wieki nie było rozdziału, ale zdradzę wam rąbek tajemnicy - następny rozdział napiszę z perspektywy Kudłatego, i pewnie nie będzie szczególnie długi, ale myślę, że wam się spodoba ;3 I mam też nadzieję, że ten Wam się spodobał xD Serio, pisałam go już tyle czasu, że nie wiem już, jakie głupoty tu popisałam xD Pa c:

sobota, 18 października 2014

Cienie #4

  Założyłam strój wiedźmy i zaczęłam w łazience malować się.Wzięłam moją torebkę i zeszłam na dół do kuchni. Sprawdziłam czy mam marker i płyty do rozdania okazało się, że jednak spakowałam. Poczekałam chwilę na ekipę. Gdy mieliśmy już wychodzić Fred zaczął dyskusję.
-Nie za krótką masz tą sukienkę?
-Nie. Jest odpowiednia.
-Nie masz innej?
-Jeżeli ci nie odpowiada to idziesz pieszo.
-Dobra, dobra.-podniósł ręce do góry- Możemy już jechać?
-Oczywiście.-odpowiedziałam. Po paru minutach przyjechaliśmy na miejsce. Podałam torebkę prowadzącemu a następnie weszłam na scenę. Po krótkim przywitaniu zaczęłam śpiewać "Nieodporny rozum"

O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
Wyłoniłeś się z tłumu,
gdy ulicą beztrosko szłam.
Twoje światło (O!) poraziło mnie w dzień.
Twój oddech to mój tlen,
który we mnie ma swe lokum.
A ja wpadłam w niepokój!
No bo jak mogę chcieć
myśleć o kimś kto nie zna mnie?
Brak mi Twego widoku...
Nieodporny mam rozum. (Mam rozum......)
Zasypiam myśląc o tym, jak odezwać się . Oł...
Zasypiam myśląc o tym, że... jesteś niedaleko gdzieś.
Dokąd więc biegnę?
Choć wcale nie chcę,
me serce bije tak zawzięcie.
Wypełniam przestrzeń
zwykłym powietrzem,
szukając tego, co zwą
pozornie szczęściem.
-I razem!-krzyknęłam. Gdy wypowiedziałam pierwsze słowo ucichłam. I widownia śpiewała.. Cudownie. Zasypiam myśląc o tym, jak odezwać się . Oł...
Zasypiam myśląc o tym, że... jesteś niedaleko gdzieś.
Dokąd więc biegnę?
Choć wcale nie chcę,
me serce bije tak zawzięcie.
Wypełniam przestrzeń
zwykłym powietrzem,
szukając tego, co zwą
pozornie szczęściem.
O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
O,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł...
O,o,o,o,o,oł... o, o, ou...
Namieszałeś w mojej głowie.
Jednym gestem, jednym słowem...
Nie musisz przynosić mi fiołków i bzów,
Wystarczy mi, że jesteś tu.
Namieszałeś w mojej głowie.
Jednym gestem, jednym słowem...
Nie musisz przynosić mi fiołków i bzów,
Wystarczy mi, że jesteś tu. 
-A teraz zapraszam na scenę Freda! Zaśpiewa ze mną zupełnie nową piosenkę pt "Tu i Teraz"
Fred:
Widzę Cię pierwszy raz,
a jakbym znał już Twoją twarz.
Tyle ludzi tutaj jest,
ja tylko Ciebie widzę.


Daphne:
Prawie wszystko różni nas,
a tak się dobrze spędza czas.
Nie ma co tłumaczyć się,
co nam się dzieje każdy wie.


Fred:
Żałuję, że to nie ja będę z Tobą budzić się
 

Razem:
Niedobrze dobrali nas, ale tu i teraz potrzebuję Ciebie,
tylko Ciebie chcę.

Fred:
Trudno zrozumieć, że właśnie Ty
poprzewracałaś w głowie mi.
 

Daphne:
Spóźniony Ty, za szybka ja,
komuś na górze nie wyszedł plan.

Fred:
Żałuję, że to nie ja będę z Tobą budzić się
 

Razem:
Niedobrze dobrali nas, ale tu i teraz potrzebuję Ciebie,
tylko Ciebie chcę.


 Spojrzał mi mi w oczy i zaśpiewał;

Fred:
Nie mogę uwierzyć, że
tak ciągle za mało Cię.
 

Razem:
Nie mogę uwierzyć, że tak bardzo mocno..
Potrzebuję Ciebie.
Potrzebuję Cię.


Fred zszedł ze sceny. Powiedziałam do widowni;
-Teraz może będzie jakaś.. Bardziej kosmiczna piosenka!- rzuciłam kapelusz za siebie i zespół już grał E.T.

Sen, trans,
Co się dzieje?
Mówić ci szatanie, a może aniele.
Krok w przód, dotyk dłoni.
Chyba się unoszę w stronę światła, proszę.
W ten głos, boję się.
Boski w swej inności, kochanek z przyszłości.
Dziwne DNA, oni nie pojmują....

Przybywasz tu z pośród gwiazd,
Nie z tej galaktyki.
Olśniłeś mnie raz
I chcę z Tobą móc iść,
Zabierz mnie tam gdzie blask!

Całuj, ca-ca-łuj mnie!
Miłością mnie nakłuwaj,
Trucizną zatruwaj!
Weź mnie, we-we-weź mnie!
Chcę być twą ofiarą,
Możesz wziąć mnie całą!
Oh, wiem!
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną!
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd!

Twój głos, przyciąga mnie.
Siły masz też wiele,
Tchnij mnie swym laserem.
Smak ust jak we śnie,
Zaraz oszaleję!

Przybywasz tu z pośród gwiazd,
Nie z tej galaktyki.
Olśniłeś mnie raz
I chcę z Tobą móc iść,
Zabierz mnie tam gdzie blask!

Całuj , ca-ca-łuj mnie!
Miłością mnie nakłuwaj,
Trucizną zatruwaj!
Weź mnie, we-we-weź mnie!
Chcę być twą ofiarą,
Możesz wziąć mnie całą!
Oh, wiem !
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną!
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd!

Czas byś mnie wprowadził,
Na kolejny poziom.
Ty jesteś tworem gwiazd.
Chcę się przechadzać chmurami,
Latać przed wirem ziemi.
Dla Ciebie stracę dom!
Doooom!

Całuj , ca-ca-łuj mnie!
Miłością mnie nakłuwaj,
Trucizną zatruwaj!
Weź mnie, we-we-weź mnie!
Chcę być twą ofiarą,
Możesz wziąć mnie całą!
Oh, wiem!
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną!
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd!

Weź mnie daleko stąd.
Weź mnie daleko stąd.
Oh, wiem!
Kosmos to twój dom,
Twój dotyk włada mną
Nie znany mi to ląd,
Weź mnie daleko stąd.

  Zagraliśmy jeszcze kilka piosenek gdy ktoś inny miał występować. Rozrzuciłam w różne strony płyty i zeszłam ze sceny. Razem z Velmą udałyśmy się do jakieś małej knajpki zamówić frytki. Gdy odchodziłyśmy z dwoma tacami podeszła do nas dziewczynka.
-Przepraszam, ale czy widziałyście moją mamę?-zapytała.
-Niestety nie. Jak się nazywasz?-uśmiechnęłam się.
-Izzy Narrot. Miło mi.-odpowiedziała również się uśmiechając. Zamieniłyśmy jeszcze kilka zdań po czym zaprowadziłam ją do przyjaciół. Zjadła z nami i chwilę później rozległ się głośny huk. Wszyscy włącznie z Isabelle pobiegliśmy na miejsce wypadku.
-Moi rodzice!-krzyknęła Izzy. Przytuliłam ją mocno do siebie. Z jej oczu lały się wodospady łez. Po krótkich przesłuchaniach pojechaliśmy na komisariat. Szeryf pozwolił żebyśmy ją wzięli do siebie. Szybko znaleźliśmy się w domu. Zrobiłam kanapki dla Izzy i dałam jej do zjedzenia. Gdy weszłyśmy do pokoju mojego i Freda od razu powitała nas Melody.
-Słodka.-powiedziała Izzy.
-Prawda.
-Od kiedy ją masz?
-Od.. niedawna.-Położyłam ją spać i jakoś.. Zasnęłam razem z nią.

wtorek, 14 października 2014

Cienie #3

   Przez chwilę po prostu staliśmy, jak skamieniali. To było dziwne. Widziałam przecież cień, który schodził dokładnie tutaj.
-Wow... - szepnął tylko Kudłaty, a z jego ust wyleciała mgiełka. Co prawda, było tu podejrzanie zimno. Wręcz nienaturalnie chłodno i ciemno. Wydawało się, jakby ten mrok i mróz był spowodowany czymś, czego człowiek nigdy nie zdołałby pojąć. Szybko odrzuciłam tę myśl. Pamiętałam wszystko bardzo dokładnie - wszystkie duchy, widma, potwory i tego typu stwory, zazwyczaj okazywały się zwykłym człowiekiem, z mniej lub bardziej interesującym uzasadnieniem tego, co zrobili.
   Wyciągnęłam komórkę z kieszeni. Zero zasięgu, ale przynajmniej bateria prawie cała. Włączyłam latarkę, ale nie chciałam brnąć w ciemność. Kudłaty jednak nie przejął się zbytnio tajemniczą aurą tego miejsca, tylko złapał mnie za rękę, wziął ode m nie komórkę i prawie że pobiegł przed siebie.
   Katakumby nie wyglądały najgorzej. Ktoś musiał tu regularnie przychodzić i dbać o nie (co mnie trochę niepokoiło...). Co prawda, wąskie korytarze były mocno zakurzone, ale trupy były w doskonałym stanie. Przejrzeliśmy parę krypt, ale w żadnej nie znaleźliśmy nic interesującego.
   Gdy wyszliśmy na korytarz z siódmej z kolei krypty, usłyszeliśmy bliski chichot. Kudłaty momentalnie wyłączył latarkę, a ja przylgnęłam do niego jeszcze bardziej. Trochę dalej, z, jak mi się wydawało, małego pomieszczenia, wyłaniał się blask. Blade i błękitne światło wypełniało właśnie tę kryptę, do której zmierzaliśmy. Kudłaty spojrzał mi głęboko w oczy, w których odbijała się niebieska poświata. Przytaknęłam, a on wziął mnie pod ramię. Brnęliśmy na wprost, starając się być jak najciszej.
   Oślepił mnie błękitny płomień. Jarzył się nad czymś, co wyglądało jak ogromne lustro, ale nie odbijało nic. W środku było widać tylko ciemność. W krypcie czułam jeszcze większy niepokój, do niego doszło inne, nowe uczucie - strach. Wszystko to było przytłaczające. Wyciągnęłam dłoń i postawiłam krok naprzód, a płomień zgasł tak nagle, jak się pojawił. Wszystko zabłysło na kawałek sekundy, i zobaczyłam tylko uśmiech niczym u Kota z Cheshire w tym tajemniczym zwierciadle, który zaraz znikł, a wokół lustra zaczęły spowijać się czarne kształty, jakby dym. Stałam jak osłupiała, poczułam ostre kłucie w okolicach serca.
   Na szczęście Kudłaty szybko się otrząsnął. Złapał mnie za rękę i wyciągnął z krypty. Mimo, że jego reakcja była szybka, płuca wypełniał mi ten dziwny dym, a w gardle czułam nieprzyjemne drapanie i zgagę. Zakryłam sobie usta dłonią i zaczęłam kasłać, chyba jak jeszcze nigdy. W dodatku poczułam mdłości. On jednak trzymał się lepiej ode mnie, brnął przez ciemność, ciągnąc mnie za sobą. Odwróciłam się na chwilę, i zobaczyłam, że to coś, to wcale nie był dym. Teraz wyglądało to raczej jak cień, albo swego rodzaju demon. Nie byłam już niczego pewna. Może to ten gaz sprawił, że widziałam co, co nie istniało? Nie, on też to zauważył. Mimo tego, w jakim byłam stanie, próbowałam sama biec, niestety, z marnym skutkiem. Starałam się jak mogłam, ale czułam się prawie jak sparaliżowana.
   Byliśmy już prawie przy wyjściu, gdy przed nim zmaterializował się znikąd jeden z Cieni. Złapał go za koszulkę i uśmiechnął się przerażająco. Dalej krztusząc się, pełzłam dalej. Zobaczyłam w oczach Kudłatego coś takiego... Nienaturalnego. Był blady, jego oczy jaśniejsze niż wcześniej. Podczas gdy zwykle były ciemne, prawie, że czarne, teraz ich kolor zmienił się na jasno-szare. Z ogromnym trudem stanęłam na nogi i wyciągnęłam rękę przed siebie, a cień rozwiał się na wszystkie strony, w tym również przeszedł przeze mnie. Przez chwilę, wszystko było jasne, a, tak zwane cienie nie wyglądały już jak zwykłe opary. Miały ludzkie sylwetki, były białe, prawie przezroczyste. Jedyne co się wyróżniało, to ciemne, duże i smutne oczy. Wzrok minął po paru sekundach, gdy Kudłaty całkiem się otrząsnął. Objął mnie w talii i uniósł, a ja wspięłam się na górę, a potem sama, chociaż z trudem go wciągnęłam.
   Zakrył szybko klapę. Wyszliśmy na zewnątrz. Było już całkiem ciemno, księżyc był w pełni. Wykasłałam prawie płuca i położyłam się na trawie. Spojrzałam na Kudłatego. On też nie czuł się za dobrze. Był cały zlany potem, i mimo, że odszedł na znaczną odległość, pod takim kontem widziałam, że wymiotował krwią. Otarła ręką usta i wrócił do mnie, położył się obok i ciężko oddychał. W głowie mi huczało.
-Jak się czujesz? - wyszeptałam po chwili milczenia.
-Jakby ktoś we mnie strzelał z karabinu maszynowego. A ty?
-Podobnie.
-Velmo, co to było? - gdybym stała, wzruszyłabym ramionami, ale leżałam.
-Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, jak to logicznie wytłumaczyć. Ale na razie, mam serdecznie dość.
   Kudłaty oparł się na łokciach i wpatrywał się we mnie, jakby chciał czytać mi w myślach. Przekręciłam się na boku i spojrzałam mu w oczy. Nadal były nienaturalnie jasne, może nawet jaśniejsze niż wcześniej. Z trudem wstałam i położyłam mu dłoń na policzku.
-Twoje oczy...
-Co takiego? - zdziwił się.
-Są białe.
   Na te słowa wyciągnął komórkę i przejrzał się w niej.
-Cokolwiek by to było, to nie kolejny złodziej w masce. - skomentował i legł na ziemię, razem ze mną.
-Nie wracamy dzisiaj do domu. - szepnęłam.
-Masz szczęście, że to nie zima. - mimo wszystko zgodził się, a ja przysunęłam się.
   I tak spędziliśmy noc. Nad nami niebo, a pod nami demony i ich ciche wycie potępieńców.

* * *

   Obudziłam się, jak zwykle, wcześniej od Kudłatego. Wyjęłam komórkę z kieszeni i przejrzałam się. Super, wyglądałam gorzej niż po przebiegnięciu dziesięciokilometrowego maratonu. Włosy potargane, oczy przekrwione, całe ubranie w trawie. Swoją drogą, on też nie wyglądał najlepiej. Włosy całkiem potargane, na koszulce było parę plamek z krwi, pod oczami widniały cienie. Najwyraźniej, podczas gdy ja smacznie spałam, on nie mógł zmrużyć oka. Cały wyglądał wyjątkowo ponuro, jak na kogoś, kto uśmiecha się prawie ciągle.
   Na razie nie chciałam go budzić, więc po prostu wstałam, otrzepałam z trawy i leniwym krokiem ruszyłam w stronę budynku. Uchyliłam tylko drzwi, by przekonać się, że mimo Słońca na niebie, jest tam tak samo ciemno jak w nocy. Na szczęście, wycia i jęki ucichły.
   Gdy się odwróciłam, Kudłaty był tuż przede mną.
-Co robisz? - spytał.
-Boję się ciebie...
-Czemu?
-Za dobrze cię wyszkoliłam w sztuce Ninja...
-Ach, okey. Jak moje oczy? - patrzył na mnie wyczekująco.
-Wciąż białe...
Westchnął.
-Jak tylko wejdę do domu, idę wziąć prysznic. Potem idę kupić soczewki. Nie wydaje mi się, żeby ludzie po zombie apokalipsie zaakceptowali fakt, że moje oczy są jak u jakiegoś... Widma.
-Może pójdę z tobą?
-Lepiej nie. Poza tym, lepiej odpocznij. To był ciężki spacer.
-To przynajmniej pożyczę ci okulary przeciwsłoneczne.
-Nie trzeba, mam swoje. - uśmiechnął się, pierwszy raz od wczorajszego zwiedzania katakumb. - No, w sumie możemy się zbierać.
   Gdy wróciliśmy do domu, spotkaliśmy się z miłymi i zaciekawionymi spojrzeniami reszty. Kudłaty ledwo wszedł na górę, bo miał zamknięte oczy. Ja szybko pobiegłam do łazienki, ogarnęłam się lekko i przebrałam w kombinezon-pingwin, w którym miałam zamiar po prostu iść spać. Minęłam się z Kudłaty na korytarzu, on, był już w okularach, gotowy do wyjścia.
   Gdy weszłam do swojego pokoju, ułożyłam się na łóżku. Zaraz weszła Daphne.
-Gdzie wyście się szlajali?! Całą noc was nie było! - krzyknęła na mnie.
-To długa historia... A ja chcę się wyspać. - oczy same mi się zamykały, mówiłam zmęczonym tonem.
-Czy wy... Coś... Pokłóciliście się? - spytała, o wiele łagodniejszym głosem.
-N-nie... Skąd taki wniosek?
-No bo... Wy nic, ani słowa do siebie, a on teraz wyszedł sam... I przebrałaś się w pingwinka...
-Nie, po prostu poszedł kupić soczewki.
-Na co? Przecież ma idealny wzrok.
-Nie takie soczewki. Zresztą, potem ci wyjaśnię. Teraz chcę spać.
-Dobrze, dobrze, wyśpij się, bo o dwudziestej-drugiej wychodzimy. - zaśmiała się.
-Niby gdzie? - jęknęłam.
-Dzisiaj Halloween.


* * *

Ludzie, możecie być dumni, bo rozdział jest długi, bez obrazków, a ja wprowadzam parę małych zmian związanych z wizerunkiem Kudłatego i Velmy xDD No tak, bo niby w powieści piszę, że on ma prawie 2 metry, a ona taka niska, a na zdjęciach wygląda na odwrót xD No więc prawdopodobnie niedługo pojawią się nowe postacie... Poza tym, czasem pod postami będą takie mini tłumaczenia itd., bo zdecydowałyśmy, że teraz w Innych bd tylko Powiadomienia :3 Od opisywania dni i spojlerowania będzie nowy blog :D Kliknij, Morświnku! :D Tak poza tym, to przepraszam, że tak długo rozdziału nie było, bo z tego co liczyłam to chyba 3 tygodnie i 3 dni dzisiaj mijają, ale no, miałam blokadę i dużo lekcji :< Nie no dobra, nie było dużo lekcji, ale jestem leniwa ._. Cały ten rozdział napisałam dziś, więc, jeśli dobrze pójdzie, w niedzielę też będzie :3 Chociaż zaraz wszystko napiszę na drugim blogu, kochani ;3 To w sumie tyle, wiem, że i tak nie skomentujecie, ale byłoby miło :3 Pa c:

P.S. Jak znajdę kombinezony Velmy to wstawię :3