Get your dropdown menu: profilki

czwartek, 14 sierpnia 2014

Epidemia #2

-Kudłaty! Kudłaty! - syknęłam szarpiąc go.
-Velma? Co ty wyprawiasz, jest trzecia w nocy! - warknął.
-Misja Top Secret!
-Co? Znowu? Velma, mamy tu zombie-apokalipsę, musimy się wyspać! - syknął.
-Jeśli chcemy ją zakończyć, musimy iść! - szarpnęłam go mocniej.
-Ech... - westchnął. - No dobra. Ale jeśli mnie coś ugryzie, ty będziesz za to odpowiedzialna!
-Okey. Chodź do zbrojowni.
   Zgarnęliśmy miecz Kudłatego i mój łuk, gdy on zakładał "maskującą" (czyli czarną) bluzę, ja poszłam do siebie trochę strzał, w tym dwie "niespodzianki".
   Odkąd rozpoczęła się ta epidemia, trudno było wyjść z domu, tym bardziej, że Fred zabezpieczył dom, który, swoją drogą, prawdopodobnie był najbezpieczniejszym miejscem w Kryształowym Zdroju.
   Kudłaty wyjął miecz.
-Po co właściwie mnie wyciągnęłaś?
-Muszę mieć próbkę, żeby się dowiedzieć, czym są właściwie te zombie. Dowiemy się wszystkiego.
-To znaczy co?
-Jak najskuteczniej walczyć, co to jest...
-No dobra. To chodźmy.
   Skradaliśmy się cicho po lesie. Skakaliśmy po co większych drzewach i szukaliśmy biednego, samotnego zombie. Ale to było bardzo trudne zadanie. Zwykle chodziły w grupach, i to sporych.
   Po trzydziestu minutach poszukiwań udało nam się znaleźć dość mały "oddział". Naciągnęłam cięciwę i wypuściłam strzałę. Trafiłam prosto w czaszkę. Kudłaty zeskoczył i wybiegł do nich. Najpierw odciął głowę temu "zranionemu", a ja strzeliłam po raz kolejny. Niestety, ten strzał nie był tak celny. Trafiłam w ucho, które zaraz mu odpadło. Kudłaty w tym czasie zabił dwa z pięciu pozostałych. Strzeliłam ponownie, tym razem trafiłam prosto w oko. To wystarczyło. Kolejny dostał w ramię, i... ręka mu odpadła. Zielono-brązowa maź wytrysnęła z kikuta. Z tego co widziałam, parę kropel spłynęło po Kudłatym, ale, na jego szczęście nic mu się nie stało. Kudłaty dość szybko i sprawnie poradził sobie z niedobitkami. W sumie, równie dobrze sam by sobie poradził, chociaż był naprawdę zmęczony. Dosłownie padł na ziemię. Zeskoczyłam z drzewa i podeszłam do niego.
-Jak się czujesz?
-Świetnie. Chcę kanapkę.
-Słyszałeś to?
-Niby co?
-Shh!
  W krzakach dało się zauważyć jakiś podejrzany ruch i ciche pojękiwanie. Po chwili wyłonił się cały legion nieumarłych. Wlekli się trochę szybciej niż zwykle. Najwyraźniej odgłos odcinania głów ich braci ich przyciąga, tak samo jak światło.
   Rzuciliśmy się do ucieczki na nasze dobre, ogromne drzewo, na którym nie będą mogli nas dopaść. Oczywiście Kudłaty był trochę przede mną, ale starał się dotrzymywać mi kroku. Krzyknęłam, żeby się pospieszył. Pobiegł najszybciej jak mógł, więc był już na drzewie i czekał na mnie. Nagle wytrzeszczył oczy i wyciągnął nóż. Obejrzałam się i zobaczyłam, że zombie jest nie więcej niż metr ode mnie. Schyliłam się w porę, bo za mniej niż sekundę obok mnie ze świstem przeleciał nóż Kudłatego i wbił się w czaszkę żywego trupa, który padł mi u stóp.
   Biegłam dalej, ale byłam już wyczerpana. Dalej biegłam, ale odwróciłam się i wyciągnęłam z kołczanu strzałę niespodziankę. Miałam tylko nadzieję, że to ta właściwa, bo to była prawdopodobnie moja ostatnia deska ratunku. Strzeliłam i na szczęście, wyciągnęłam tę dobrą. Wszystko wybuchło, włącznie z zombie. Siła wybuchu była na tyle duża że odrzuciło mnie na nasze drzewo.
   Kudłaty ze stoickim spokojem zeskoczył i pomógł mi wstać.
-Dziewczyno, co to było?
-Jedna z moich specjalnych strzał. Te akurat pomagała mi robić Daphne. A o innych dowiesz się później.
   Do ręki Kudłatego akurat wpadła głowa Zombie. Ściekała z niej ta maź, więc miałam dwie próbki.
   Z powrotem do domu nie mieliśmy większych problemów. Zeszliśmy od razu do podziemi. Do mojego ukrytego laboratorium.

oto i ono!
-Wow. Kiedy zdążyłaś się tu tak urządzić? - spytał Norville.
-Dość... Niedawno. Trochę po remoncie.
-Okey. Nieźle.
-Dobra, dawaj głowę.
-Yes, milady. - powiedział kłaniając mi się i wyjmując głowę z plecaka.
   Zrobiłam kilka nieskomplikowanych badań, polegających głównie na sprawdzaniu reakcji ciała zombie na różne rzeczy.
   Z walki wywnioskować dało się, że zombie najlepiej zabijać poprzez cios w głowę lub odcięcie jej lub dźgnięcie nożem w serce (albo wyrwanie go, jak kto woli).
   Po kilku testach, na które nijak reagowała głowa, postanowiłam zalać ją kwasem, bo "komora", w której się znajdowała, była na niego odporna. Wreszcie ciało zareagowało, a właściwie stopiło się.
   Potem razem z Kudłaty robiłam analizę tego śluzu który spływał z odciętych kończyn zombie. Wyszło na to, że to coś w rodzaju sztucznej krwi, dzięki której ożyli.
   Wreszcie poszliśmy do sypialni. Kudłaty był naprawdę zmęczony i od razu zasnął, ale ja myślałam dalej o tym, jak możemy je powstrzymywać.
   Niby promienie słoneczne i zimno nic im nie robią, ale przecież zawsze można spróbować je spalić czy zamrozić. Tak sobie myślałam, aż wreszcie i ja zasnęłam.

Brak komentarzy: