-Co z tamtym? - spytałam cicho.
-Postrzeliłam go. Miejmy nadzieję, że nikt go nie znajdzie.
Zaczęliśmy kierować się w stronę domu. Tylko ten dziwny nieznajomy poszedł w głąb lasu. Wcześniej rozmawiał chwilę z Daphne.
Byliśmy prawdopodobnie w samym środku lasu. Nagle zauważyliśmy zarys jakiegoś domu.
Była to mała chatka w lesie. Szyby nie zostały wypite, przez okno można było dostrzec idealny porządek. To dziwne, że w siedlisku zombie ten dom nie został spustoszony. Weszliśmy na zwiady, bo drzwi były otwarte. W środku zobaczyliśmy... Tablicę z naszymi zdjęciami. Jak spaliśmy, jedliśmy. I pełno notatek. Fred je zgarnął na później. Zabraliśmy się za przeszukiwanie mieszkania. Było małe, więc ja po prostu poszłam sprawdzić, czy nie ma nic w kącie, a po "dokładnym" przeszukaniu oparłam się o stolik i...
Poczułam, jak pode mną otwiera się zapadnia. Na tyle szybko, że nie zdążyłam nawet pisnąć. Po prostu spadłam.
Wokół mnie panowała całkowita ciemność. Jedyne co słyszałam, to bicie mojego serca i oddech. Spróbowałam krzyknąć, ale nie było tego słuchać. Postanowiłam się jakoś wydostać.
Poszłam do tyłu, ale wpadłam na ścianę, więc poszłam przed siebie. Miałam wrażenie, że znajduję się w niekończącym się korytarzu, bo dopiero po trzech minutach marszu po omacku doszłam do drzwi. Schyliłam się sprawdziłam, czy nikogo nie ma. I na szczęście nie było.
Kolejne pomieszczenie było przeciwieństwem pierwszego. Było w nim aż oślepiająco jasno i sterylnie czysto, ściany i podłoga były białe. Pokój był dość duży, ale pusty. Były w nim jedne drzwi, nie licząc tych pierwszych. Weszłam nimi do krótkiego korytarza. Tym razem mogłam iść prosto, w lewo i prawo. Najpierw poszłam w prawo. Znalazłam się w czymś co przypominało sypialnię, ale dość małą. Było tam mało łóżeczko, stolik, notatnik. Z sufitu zwisały obręcze, za które można by było się złapać.
Wyszłam i cicho zamknęłam drzwi. Skoro ktoś tu mieszkał, nie mogłam zachowywać się tak głośno.
Kiedy poszłam w prawo, znalazłam się w pokoju, który był połączeniem laboratorium i gabinetu. Widać było masę fiolek z fioletowymi, niebieskimi czy czerwonymi płynami. Moją uwagę przyciągnął jednak złoto-zielony, który kolorem przypominał "czystą" maź z zombie. Obok niego zauważyłam parę notatek, które włożyłam do kieszeni. Nie miałam czasu ich czytać. Czemu? Usłyszałam kroki z korytarza, i nie miałam się gdzie schować. Drzwi się uchyliły i zobaczyłam jego. Staliśmy przez chwilę nie ruchomo - ja i przerażająca papuga.
-Co tu robisz, Velmo?
-Skąd znasz moje imię?
-Czy to ważne? Weszliście na moją posesję.
-My?
-Przecież reszta Brygady też tu jest... - był wyraźnie zirytowany.
-Kim ty właściwie jesteś?
-Mein Name ist Perikles. Właściwie, profesor Perykles.
-To co się dzieje na górze... To twoja sprawka, prawda?
-Ja, ja. Ich bin stolz darauf.
-To nie potrwa długo.
-Czyżby?
-Powstrzymamy cię. Tych trupów nie teraz nie więcej niż sto.
-Przypominam ci, że jest tutaj więcej cmentarzy. A receptura jest naprawdę banalnie prosta.
-Nie wątpię. Ale mam cię dość.
-I co teraz zrobisz? Tu nie ma wyjścia, Velmo. Jestem tylko ja i moi słudzy. A ty masz, o ile się nie mylę, jeden marny nóż.
-Może. Tego nie wiesz. A ja mam asa w rękawie.
-Doprawdy? Niby jakiego?
Wyciągnęłam łuk. Z rękawa wysunęła się specjalna strzała.
-Takiego.
Strzeliłam do Peryklesa, a on w sekundę znalazł się w siatce. Wciąż trzymając łuk w ręce, wyszłam z pokoju. Potem zaczęłam biec. I to bardzo szybko. Skoro ta papuga mogła ożywić ludzi, to równie dobrze mogła wydłubać mi gałki oczne.
Swoją drogą, jedno oko miał dziwne. Przechodziła przez nie blizna, i było zamglone.
Wreszcie dotarłam do wyjścia. Byłam w kolejnej chatce. Pobiegłam do Brygady i opowiedziałam im o Peryklesie.
Ale zapomniałam o notatkach. Stwierdziłam, że sprawdzę je kiedy indziej, więc zostawiłam je w laboratorium. Wszyscy byliśmy zmęczeni.
Nie wiem jak inni, ale ja momentalnie zasnęłam.
* * *
W Innych mini ogłoszenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz