Get your dropdown menu: profilki

czwartek, 7 sierpnia 2014

Muzycy #4

   Obudziłam się w gabinecie, okryta kocem. W nocy upuściłam książkę na podłodze. Przede mną stała taca z jeszcze ciepłymi goframi (z bitą śmietaną) i herbatą. Obok stała herbata i liścik. Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem w ogródku - Kudłaty, przeczytałam. Zjadłam te pysznościowe gofry, wypiłam herbatę i włożyłam książkę do szuflady biurka. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic, umyłam zęby i przebrałam się w zestaw nr 3.
   Postanowiłam się przejść i "oczyścić umysł". Jak na osiemnaście lat, stanowczo za często oglądałam zwłoki. Włożyłam słuchawki i szłam przed siebie. Nie myślałam o niczym szczególnym, głównie zachwycałam się tym, jak ładna jest ścieżka prowadząca przez las.
   Kiedy wróciłam do domu, miałam cichą nadzieję, że będę mogła zaszyć się w gabinecie i poczytać, ale, niestety, Daphne bardzo chciała się dowiedzieć, co i jak z Muzykami.
   Najpierw Fred podwiózł mnie i Kudłatego na "miejsce zbrodni", a on sam pojechał z rudowłosą do szpitala.
   Przeszliśmy pod taśmą policyjną i weszliśmy do garderoby muzyków. Na podłodze nie dało się nie zauważyć ogromnej kałuży zaschniętej krwi. Niczym Sherlock Holmes wyjęłam z torebki lupę i szukałam śladów. Najpierw w, potem wokoło krwi. I wreszcie natrafiłam na czarny włos i włókno jakiegoś żółtego materiału. Drugi trop miałam oddać w ręce Daphne, więc włożyłam go do małego plastikowego woreczka. A włos... No cóż, zespół Daphne składał się z brunetów, więc mógł być któregoś z nich, lub też mordercy, a my nie mogliśmy zrobić analizy DNA.
   Kiedy uznałam, że nic więcej nie mogę nic więcej znaleźć, Kudłaty zwrócił moją uwagę na niebieski, punkcik za drzwiami. Okazało się, że to niebieska soczewka. Wrzuciłam ją do drugiego woreczka i wyszłam.
   Wróciliśmy do domu na pieszo, trochę zmęczeni. Reszty jeszcze nie było, a Clementine postanowiła wyprowadzić Scooby'ego i Malinę. Kudłaty postanowił zabrać się za obiad, więc poszłam z nim do kuchni. Nie musieliśmy długo czekać na Daphne i Freda, bo zaraz wrócili. Rudowłosa była widocznie mocno przybita. Podczas gdy Kudłaty beztrosko kroił marchewkę, oni usiedli na kanapie i oglądali Spongebob'a na rozweselenie. Podeszłam do nich.
-Ekchem. Co u nich? Co mówili? - wypytywałam.
-Już u nich lepiej. Powiedzieli, że facet był zakapturzony, wysoki, wyglądał na dobrze zbudowanego. Mówili, że najpierw ich ogłuszył, więc nie wiedzą, co się stało z Derekiem. Znaczy tyle powiedział Jake, bo Syriusz jest w lekkiej śpiączce, ale jego stan jest stabilny. - zaczęła Daphne.
-Derek był gitarzystą, a Jake to...
-Perkusista. Syriusz to basista.
-Okey. Możesz coś dla mnie zrobić, Daph? - spytałam.
-Jasne. - przytaknęła, a ja podałam jej woreczek z włóknem materiału. Wyjęła go i przyjrzała mu się. Obejrzała go z każdej strony, po czym stwierdziła:
-To satyn, w naszym mieście głównie używany jako materiał do krawatów, apaszek...
-Chyba wystarczy. Kto nosił takie na planie?
-Mhm. Wszyscy. Mój zespół, reżyser, ochroniarze... Ekipa filmowa.
-Muszę nad tym pomyśleć.
-Najpierw obiad! - krzyknął Kudłaty, stawiając tacę na stole
-A co jest?
-Dewolaje.
   Zjadłam więc obiad, po czym poszłam do gabinetu pogłówkować.


*Powiadomienie w "Innych"*

Brak komentarzy: