-Może już wystarczy? - popatrzył na mnie błagalnie.
-Dobra, dobra. - powiedziałam.
Poszliśmy do wehikułu i postawiliśmy tam moje zakupy. Jechaliśmy do biblioteki, aż nagle Fred zobaczył kobietę całą we krwi, z podciętym gardłem.
-Fred, zatrzymaj się! - krzyknęłam. Fred szybko zjechał na pobocze. Ja wysiadłam i zadzwoniłam po policję. Na karetkę było już za późno.
-Tak... Dobrze... Już czekamy. - powiedział Fred rozłączając się.
-Fred, zobacz... Przy niej jest portfel. - powiedziałam. Wyjęłam rękawiczki z torebki i wzięłam portfel w ręce. Otworzyłam go i zobaczyłam dowód osobisty
-Wiktoria Ryan. - przyglądałam się dowodowi osobistemu, aż przyjechał szeryf Stone.
-Co się do jasnej anielki tutaj stało? - zapytał szeryf podchodząc do mnie.
-Kobiecie podcięto gardło. - powiedziałam i dodałam. - Ale znalazłam koło niej portfel. - podałam go szeryfowi.
-Wiktoria Ryan? - Szeryf był zdziwiony. - Przecież to nasza prawniczka! - Panią Ryan zabrano, w tym jej portfel. My z Fredem pojechaliśmy po resztę ekipy.
-Nareszcie! Co tak długo? - zapytała Velma wsiadając do wehikułu.
-Musieliśmy wezwać policję... - powiedział Fred skręcając.
-Bo? - Kudłaty wyglądał na zdziwionego.
-Bo zabito kobietę. Dokładniej podcięto jej gardło. - powiedziałam. Cała trójka patrzyła na mnie przez chwilę.
Deszcz lał i lał. Szczęście, że byliśmy koło domu. Szybko wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Velma poszła do pokoju i czytała książki, a ja poszłam do pracowni, gdzie namalowałam całą naszą Brygadę. Poczekałam, aż farba wyschnie i powiesiłam na ścianie w salonie malunek. Poszłam do pokoju i zauważyłam tam Freda.
-Fred? - zapytałam.
-Tak?
-Czekasz na kogoś?
-No... Na ciebie. - przyznał nieśmiało. Grzebał przez jakiś czas w szafce, aż wyjął pudełko.
-Co to? - zapytałam patrząc na niego uważnie.
-Zamknij oczy. - powiedział. Zamknęłam. Gdy otworzyłam zobaczyłam naszyjnik.

-Nie jest jakiś specjalny... Ale dla mnie ma dużą wartość. - powiedział patrząc mi w oczy.
-Fred to jest... Piękne... - powiedziałam przytulając go.
-Kupiłem go... Dzisiaj. Jak się przebierałaś... - powiedział cicho.
-Czyli dlatego cię nie było! - zaśmiałam się.
-Chciałem fioletowy... Ale nie było. - powiedział śmiejąc się.
-Oj tam. Wolę być trochę inna niż cała fioletowa!
-Cieszę się, że ci się podoba.
-Jeszcze jak! - powiedziałam. Było pochmurno, więc znowu poszłam do pracowni i namalowałam medalion który dał mi Fred. Po skończeniu sprawdziłam która była godzina. 21:30. Poszłam od razu napić się wody i iść spać. To był ciężki dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz