Get your dropdown menu: profilki

sobota, 14 czerwca 2014

Tutti Frutti #4

   Nawet nie zauważyłam, kiedy Norville wszedł do mojego pokoju.
-Dalej myślisz o tych lodach? - spytał zaciekawiony Kudłaty.
-Tak, nie dają mi spokoju. - westchnęłam.
-To tak jak mi. Chciałbym cofnąć się w czasie i zabrać je Scooby'emu. - wyznał mi.
-Żebym miała próbkę? - spytałam.
-To też, ale sam chciałbym trochę zjeść!
-Kudłaty! - uderzyłam go poduszką. - To był nasz jedyny trop!
-P-przepraszam... - zrobił minkę szczeniaczka.
-O nie, tak łatwo mnie nie podejdziesz.
-Uff... - westchnął. - W takim razie do zobaczenia jutro. - zostawił mnie samą.
   Myślałam tylko i wyłącznie o jednym - czemu właśnie lody Tutti Frutti? To nie miało sensu. Założyłam koszulę w kratę, komin i wyszłam na dwór. Nogi same mnie poniosły do Daphne. Wszystko wyglądało by naturalnie, gdyby nie fakt, że wręcz siedziała w oknie przypatrując się czemuś. A właściwie komuś. Była to Alicja flirtująca z Fredem, tuż przed nosem mojej przyjaciółki. Nie myślałam, że jest taka... Nie przejęłam się tym i wkroczyłam do akcji.
-Cześć, Alicjo. Hej, Fred. - zaczęłam. - Mam do ciebie sprawę. Spotkałam twojego ojca, każe ci wracać do domu. - blondyn wyglądał na zszokowanego.
-Okey. - odparł po chwili. - Do zobaczenia. - gdy odszedł, spojrzałam ukradkiem w stronę Daphne. Odetchnęła z ulgą i odeszła. Alicja spojrzała na mnie z nienawiścią.
-Czemu mi ciągle przeszkadzasz? - syknęła.
-Ja nic nie zrobiłam...
-Wiem, że kłamałaś w sprawie ojca Freda.
-Przykro mi, ale... - przygryzłam wargę. - Może gdybyś miała przyjaciół, wiedziałabyś, że ktoś może być czyjąś skrzydłową. Musiałam przerwać tę waszą, ugh, maskaradę. - burknęłam, odkręciłam się na pięcie i weszłam do domu Daphne.
-Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki! - krzyknęła przytulając mnie.
-Nie ma za co... A teraz przestań. Nie mogę oddychać. - wykrztusiłam, a ona mnie puściła.
-Co cię tu sprowadza? - spytała tonem perfekcyjnej gospodyni.
-Właściwie - sama nie wiem. - przygryzłam wargę. - Skończyłaś czytać "Poza Czasem"?
-O, tak... Świetna książka. Zazdroszczę tylko Michelle. A zakończenie było beznadziejne. Mogę ci ją oddać.
-Okey. Gdzie ją masz? - spytałam.
-Nie mam pojęcia. - odwróciła się i krzyknęła. - Mamo, gdzie jest książka Velmy?!
-Zostawiłaś ją na dole, skarbie! - odkrzyknęła jej pani Blake.
-Na dole? - zdziwiłam się.
-Tak. To stary dom, a ja często tam chodzę. Potrzebuję ciszy. - skinęłam tylko głową, a ona zaprowadziła mnie na dół.
   Nigdy jeszcze tam nie wchodziłam. Nie była to, tak jak sobie wyobrażałam, wilgotna, ciemna i chłodna piwnica, ale ciepły, miła i zaskakująco dobrze oświetlona podziemna część domu. Znajdował się tam dosyć długi korytarz, który prowadził do gabinetu pana Blake'a. Po bokach znajdował się drugi pokój Daphne i inne pomieszczenia, które nie dane było mi poznać. Daphne zostawiła mnie na chwilę samą. Z pokoju dobiegały niepokojące odgłosy. Rudowłosa wyszła po chwili, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Zaczęłam się martwić.
-Książka musi być w gabinecie taty. Chodźmy. - zaciągnęła mnie tam.
   Oparłam się o ścianę, w tym czasie Daphne szukała mojej książki. Gdy pociągnęła za jedną, tuż obok mnie otworzyło się tajne przejście.
-Daphne, odwróć się! - krzyknęłam.
   W środku zobaczyłam...

Brak komentarzy: