Rano, tuż po śniadaniu (bo, o dziwo, obudziliśmy się mniej więcej o tej samej porze), gdy byliśmy wszyscy w jadalni, zaczęłam dość bolesny - bo związany z jej siostrą - temat.
-Chłopcy, Scooby... - zaczęłam. - Musimy wam powiedzieć o czymś, bo wydarzyło się w Promiennych Jeziorach. To bardzo ważne. Chodźmy do salonu.
Tak jak powiedziałam, tak też zrobiliśmy. Daphne wiedziała, o czym będę mówić, więc skuliła się i oparła o Freda, który objął ją ramieniem. Zawsze kochała swoje siostry, a z Delilah była najbliżej. Bardzo ruszyło ją to, co ją spotkało, a całkowity remont domu pomógł jej się z tym jakoś uporać.
-Jako, że wczoraj byłyśmy... pochłonięte tą zmianą... Nie powiedziałyśmy wam o tym, co wydarzyło się podczas ślubu Delilah. - opowiedziałam im o śmierci George'a, o demonie "Simonie". Daphne coraz bardziej tuliła Freda.
-Demon? - spytał z przerażeniem Scooby-Doo.
-Oczywiście, że nie. Tylko go udawał. Wydaje mi się, że musimy dowiedzieć się, kto to zrobił.
-Jestem za. - powiedzieli chórem Kudłaty, Scooby i Fred.
-Więc spakujcie trochę ciuchów. Jedziemy do Promiennych Jezior. - zarządziłam.
Po 30 minutach byliśmy gotowi do odjazdu. Ustąpiłam Scooby'emu miejsca na przodzie, żeby móc trochę pogadać z Kudłatym. Nie miałam na to za dużo czasu, ale było miło. Za jakieś 20 minut staliśmy pod Rezydencją Walknerów.
-Jesteśmy. - powiedział Fred.
Weszliśmy do środka, a tam przywitał nas uprzejmie lokaj Walknerów, Eric. Kiedy dowiedział się, że przyjeżdżamy do "pani Delilah", przydzielił nam od razu pokoje. Nawet się nie rozpakowałam, tylko od razu ruszyłam z resztą na miejsce zbrodni (prócz Daphne, która poszła do Delilah, porozmawiać z nią o naszym dochodzeniu). Tak jak poproszono, nie posprzątano po uroczystości, a zwłoki w tym samym stanie leżą w kostnicy w najbliższym szpitalu.
Obszukaliśmy cały teren, aż w końcu Scooby-Doo natrafił w krzakach na poszlakę - a mianowicie, ukryty w małym dołku, suchy lód. To by wyjaśniało tajemnicę "obłoku".
-Spójrzcie... Wygląda na to, że ktoś niedawno przysypał to miejsce. - zauważył Fred.
-Scooby, czy mógłbyś? - spytałam.
-Nie ma sprawy. - odpowiedział, po czym zaczął drążyć. Po chwili natrafił na metalową klapę. Kudłaty otworzył ją, a w środku znaleźliśmy nic innego, jak tunel z drabiną.
-Niech jedno z nas zostanie tu, na wszelki wypadek.
-Mogę zostać ja, ze Scooby'm. - zaoferował Fred, a ja skinęłam głową i zeszłam w dół z Kudłatym.
Tunel w dół ciągnął się około 25 metrów. Gdy wreszcie mogliśmy zeskoczyć z drabiny, znaleźliśmy się w małym, drewnianym pomieszczeniu. Do wyboru mieliśmy trzy korytarz.
-Razem? - spytałam.
-Razem. - odpowiedział i złapał mnie za rękę.
W pierwszym znaleźliśmy jedynie zamknięte drzwi, w drugim zawalone przejście. Dopiero w trzecim znaleźliśmy otwarty pokój. W środku znaleźliśmy masę informacji o Walknerach, które miałam spisać potem w pokoju. Zabrałam kilka zdjęć i notatek. Nagle usłyszeliśmy, że ktoś otwiera drzwi z zamka. Ukryliśmy się za drzwiami. Ktoś je otworzył. Był ubrany w czarny, długi płaszcz, stał ciągle odwrócony tyłem. Nie zauważył nawet, gdy wymknęliśmy się z pomieszczenia, a drzwi zatarasowaliśmy półką na książki. Nie wiedzieliśmy co robić - wchodzenie po drabinie zajęło by zbyt dużo czasu. Nagle mnie olśniło.
-Tamte drzwi. Nie zamknął ich. - szepnęłam Kudłatemu, a on przytaknął. Otworzyliśmy je, zamknęliśmy cicho i biegiem ruszyliśmy przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz