Get your dropdown menu: profilki

niedziela, 6 lipca 2014

Łabędzi Śpiew #2

   W Kryształowym Zdroju ostatnio nic się nie działo - a nawet jeśli, to szeryf sam sobie z nimi radził. Nie tylko w mieście było nudno, ale też w domu - przynajmniej dla mnie. Minęły 3 dni od wyjazdu Daphne i Kudłatego, a rudowłosa nie dawała znaku życia. Przynajmniej mogłam rozmawiać z chłopakiem.
   Podczas gdy ja po raz drugi czytałam to samo zdanie, bo nie mogłam się skupić przez łomotanie Freda, on robił nową pułapkę. Nagle zadzwoniła moja komórka.
-Halo?
-Cześć.
-Kudłaty?
-A kto inny miałby dzwonić? - spytał lekko zirytowany.
-Myślałam, że to Daphne. Ale, co u ciebie?
-Nic specjalnego. Dziś i jutro zajęcia praktyczne, a pojutrze jakiś mini test. A co u was?
-Nic ciekawego. Daphne nie daje znaku życia.
-Pewnie za dużo tam imprezuje.
-Pewnie tak. Ale Fred zaczyna powoli wariować...
-Jak go znam to zaraz znajdzie wymówkę żeby tam pojechać. - zaśmiał się. - Muszę iść, ale zadzwonię wieczorem. Cześć.
-Do wieczora.
   Nie minęła minuta, a Fred przestał łomotać i przyszedł do mnie.
-To był Kudłaty?
-Tak. A co?
-No wiesz, minęły 3 dni... A co jeśli ją zamordowano, lub porwano, albo okradziono, albo...
-Z góry zakładasz najgorsze! - zirytowałam się.
-Ja po prostu jestem ostrożny i rozważny...
-Jasne, a Daphne jest blondynką.
-Mam pomysł! Może zrobimy jej niespodziankę?
-A więc Kudłaty się nie mylił...
-A co ci powiedział? - zdziwił się Fred.
-Cytuję, "Jak go znam to zaraz znajdzie wymówkę żeby tam pojechać".
-No cóż, nie uważam, żeby troska o dziewczynę jest wymówką.- prychnął.
-Już dobrze kochasiu, pojedziemy do Lymstocka. - zaśmiałam się.
   Podczas gdy ja poszłam się pakować, Fred, wyraźnie usatysfakcjonowany, powiadomił Scooby'ego i Malinę o wyjeździe.
   Po jakiś 40 minutach byliśmy na miejscu. Ulica Światowa. Weszliśmy do hotelu i wynajęliśmy pokoje. Fred sprytnie dowiedział się, jaki pokój zajmuje Daphne i z kim go dzieli. Nie zdążyłam się nawet rozpakować, a on już wyciągnął mnie do rudowłosej.
   Fredzio zrobił Daphne taką niespodziewankę, że prawie spadła z krzesła. Jej współlokatorka, Marta, śmiała się do rozpuku. Podczas gdy tamci się witali, ja z nią trochę pogadałam.
-Ale właściwie co tu robicie? - spytała znowu Daphne.
-Och, nie byłoby nas tutaj, gdyby nie fakt, że Fredzio za bardzo tęsknił. - Marta zachichotała.
-To urocze, że ciągle znajdujesz jakieś wymówki dla mnie. - Daphne dała mu całusa. - No to może pójdziemy razem na kolację? Zaraz mamy zajęcia.
-Jasne. O której? - spytał Fred.
-Może o 7? Co ty na to?
-Jestem za.
   I tak do 7 siedziałam w pokoju i się nudziłam. Rozmawiałam trochę z Kudłatym, ale głównie czekałam na kolację, i wreszcie się doczekałam.
   Po posiłku Daphne poszła do toalety. Nie wracała dość długo, aż Fred zauważył, że rozmawia z jakimś chłopakiem.
   Fred niczym ninja przekradł się obok i przysłuchiwał się. Szatyn flirtował z Daphne, ale było widać, że jej się to nie podoba. Siedziałam przy stoliku z Martą i przyglądałam się całej sytuacji - najpierw kłótni nieznajomego z blondynem, a potem ostrej bójce, podczas której padały przeróżne wyzwiska.
   W końcu Daphne zainterweniowała i zabrała Freda do hotelu, a ja zostawiłam ich samych.


Brak komentarzy: