Get your dropdown menu: profilki

poniedziałek, 21 lipca 2014

Długonoga Wiedźma #7

   Obudziłam się koło jedenastej. Ubrałam się i umyłam zęby. Miałam zamiar zjeść śniadanie w samotności, ale na dole czekał już na mnie Kudłaty.
-Mieliśmy iść na brunch. Jest jedenasta, od dwunastej trzydzieści podają już lunche. Chyba chcesz iść na późne śniadanie do miasta, co?
-No dobra, ale ty stawiasz.
-A jakżeby inaczej?
-Czasem za siebie płacę.
-Nie tym razem. Wychodzimy.
   Słońce przyjemnie grzało, kiedy spacerkiem szliśmy przez miasto. Byliśmy w nowej restauracji, gdzie czekał już na nas wolny stolik dla dwóch osób. Jedliśmy w spokoju naleśniki z syropem klonowym, do czasu, gdy pewna dość nietypowa para usiadła przy stoliku obok. Mężczyzna w średnim wieku, w eleganckiej marynarce, o wyrazie twarzy wyniosłym i dumnym, oraz młodsza od niego kobieta, mniej więcej w wieku trzydziestu sześciu lat, w ślicznym szalu, o blond włosach. Na jej twarzy natomiast gościł uśmiech, a ona sama poruszała się z niebywałym wdziękiem.
-Doprawdy, Rose, to miasto schodzi na psy.
-Och, uważam, że jest urocze.
-Może i tak, ale sama wiesz, co się wczoraj stało. - mówili szeptem.
-Tak, ta kradzież... Była potworna. - powiedziała z przesadnym żalem.
-Jak można dopuścić, żeby jakiś marny złodziejaszek wszedł do naszej letniej rezydencji i wykradła Krwisty Płomień? Wiesz, jak wiele znaczył dla mnie ten rubin?
-Był w twojej rodzinie od pokoleń. - powiedziała znużonym tonem.
-Ci nieudolni policjanci na pewno go nie znajdą. A chciałem go podarować pewnej damie.
-Och, naprawdę?
   On tylko skinął głową. Właśnie skończyliśmy jeść, Kudłaty zapłacił i wyszliśmy.
-Myślisz, że miała jakiś związek z tą kradzieżą? - odezwał się.
-Tak. Nie. Może. Sama nie wiem. Zachowywała się co najmniej dziwnie.
-Wygląda mi na to, że chciała mieć ten rubin. - stwierdził, a ja przypomniałam sobie o czymś.
-Kudłaty...

* * *

   Byliśmy już gotowi na wyjście - w szczególności Fred. W plecaku miał wszystko, co potrzebne, żeby złapać Wiedźmę.
   Tym razem pojechaliśmy samochodem. Dzięki temu mógł upchać więcej swoich skomplikowanych pułapek. Byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy i stanęliśmy na mokrym mchu.
-Znacie plan? - spytałam, a oni skinęli głowami. - No to chodźmy.
   Gdy znaleźliśmy domki na drzewie, szliśmy na północ. Dotarliśmy do jaskini Wiedźmy. Fred cicho i zręcznie montował wraz z Kudłatym pułapkę, a ja i Daphne wypatrywałyśmy, czy nikt nie idzie. Scooby i Clementine mieli posłużyć za przynętę, dlatego odpoczywali. Kiedy Fred powiedział, że wszystko jest gotowe, ukryliśmy się i czekaliśmy, aż zapadnie zmrok. Koło pierwszej w nocy Wiedźma się pojawiła. Wtedy Clementine i Scooby-Doo wkroczyli do akcji - cicho weszli do jaskini od drugiej strony i zaczęli skradać się do "gablotki" z rubinem, w której, jak się okazało, był również naszyjnik z pereł. Zgarnęli go cicho, ale, zgodnie z planem, złodziejka ich zauważyła. Wybiegli z prędkością światła kierując ją prosto do sadzawki. Clementine miała zniknąć za drzewami lub na jednym  z nich, a Scooby miał wejść do jeziora. Tak też zrobili. Wiedźma płynęła za naszym pupilem, a kiedy złapała go za ogon, on był już lądzie i wyrwał jej się. Ona szybko się otrząsnęła i pobiegła za nim. Prawie go miała, ale właśnie w tej chwili on przegryzł sznurek, i tym jakby uaktywnił pułapkę. Przez moment cały mechanizm się zatrzymał, a ona wybuchnęła śmiechem. Zaraz jednak opadła na nią klatka, i... nie było jej już do śmiechu.
-A złodziejką jest... - powiedziałam ściągając maskę.
-Alicja Maj? - reszta była zdziwiona.
-A-ale... skąd wiedziałaś? - spytała.
-Domyślałam się. W odcisku buta znaleźliśmy kawałek sztucznej skóry. Podobnej wielkości kawałek odpadł z twojego buta. Zauważyłam to kiedy spotkałyśmy się na koncercie. Clementine, wezwij proszę policję.
-Skoro tak... Nie mam nic do stracenia. Wykorzystałam historyjkę o Moczarowej Wiedźmie. To ja zostawiłam notatkę w domku na drzewie. Ale nie robiłam tego sama dla siebie. Nie ukradłam tego dla siebie. To Pan E mnie wynajął.
   W tym momencie zjawił szeryf Stone. Zakuł Alicję w kajdanki i zabrał. Rubin i perłowy naszyjnik wróciły do prawowitych właścicieli.
   Nie chciałam myśleć o tym, co powiedziała Alicja, dlatego od razu zgodziłam, gdy zaproponowała mi wypad na zakupy.
   Niedługo miał zacząć się rok szkolny, a my nie miałyśmy sukienek na rozpoczęcie. Trochę łażenia po sklepach, i zdecydowałyśmy się na te (i parę innych rzeczy... to w końcu duże zakupy):

Sukienka Daphne
Moja sukienka
Buty Daphne

Buty moje (Daphne nie wiedziała, że założę je do sukienki, ale ja jestem dość wygodnicka...)

Zestaw Daphne nr 1

Zestaw Daphne nr 2 (kolczyki robiła własnoręcznie)

Zestaw Daphne nr 3 (który będę pożyczać)

Sukienka Daphne (codzienna)

Mój zestaw na jesień nr 1

Mój zestaw na jesień nr 2

Moja bluza "Cookie Monster"

Bluza Jeleń


   Do domu Daphne wróciła bardzo zadowolona z zakupów, z resztą, ja też.


* Alicja *

   Siedziałam w "moim nowym pokoju" w Zakładzie dla Młodzieży w Kryształowym Zdroju i próbowałam zasnąć. Wiedziałam na co się piszę, ale czemu się zgodziłam? Mimo, że byłam zmęczona, nie mogłam zmrużyć oka. Rozbudził mnie skrzyp otwieranych drzwi. Widziałam tylko jego cień i czy - jedno czarne, a drugie wręcz białe, jak w moim kostiumie. Patrzył na mnie dziwnie, a ja nie wiedziałam, jak się zachować.
-Możesz być wolna, mein lieber. - odezwał się. - O ile mi pomożesz.
-Zrobię... wszystko. - zadeklarowałam.
-Gut, mein Kind. Jesteś mi potrzebna. - urwał, a potem wyszeptał. - Bardzo potrzebna.

Brak komentarzy: