-Ech, zgadzam się, ale macie u mnie dług! I jakby co, to czyjaś daleka kuzynka, jasne?
-Jasne. - Daphne uśmiechnęła się czarująco. - Co ty na to, Clem?
-Propozycja nie do odrzucenia. Mam przy sobie bagaże, możemy iść od razu.
Wracaliśmy do domu na piechotę, a gdy Clementine go zobaczyła, westchnęła cicho.
-Czy to wasz dom? - spytała, a Fred skinął głową. - To nieźle.
-Clementine, nie masz nic przeciwko temu, że zamieszkasz w pokoju gościnnym? - spytała po chwili Daphne.
-Pewnie, że nie. - zaprzeczyła. - Ważne, że mam tam łóżko.
Zaprowadziliśmy Clementine do pokoju gościnnego, który mieścił się na poddaszu, pracownia Daphne. Mi tam się to podobało, często u rodziców spędzałam tam czas. Nawet było mi trochę szkoda, że mieszkam na piętrze, a nie na samej górze.
Wracając, oto pokój Clementine.
-To jest "zwykły pokój dla gości"? - powiedziała upuszczając bagaże na podłogę.
-Lubimy nowoczesny styl. - zaśmiała się rudowłosa. - Mamy tu nawet taki ogródeczek.-Świetnie. - kiwnęła głową. - Ja się tu rozpakuję, a wy róbcie co chcecie. - uśmiechnęła się.
-Dobra, dobra! - zaśmiał się Fred i zabrał gdzieś Daphne.
Nie chciałam iść do gabinetu, nie o tej porze, tym bardziej, że w nocy mój umysł jest bardziej artysty niż naukowca, i wymyślam niestworzone historie. Siedziałam w pokoju i patrzyłam się w sufit. Wiem, kreatywne zajęcie. Usłyszałam otwierane drzwi od balkonu. Tak, z naszego pokoju było wyjście na balkon. Byłam taka znudzona, że nawet nie chciałam podnieść głowy. A nasz sufit był naprawdę cudowny.
-Kto tam?
-Clementine.
-Okey. Co chcesz?
-Ładnie tu macie. Kto to? - podniosła zdjęcie moje i Kudłatego z drugiej randki (piknik ^o^ XD).
-Kudłaty.
-Jak ma na imię?
-Na N, ale to i tak ci niepotrzebne. Nie lubi jak ktoś do niego tak mówi.
-Po imieniu? - była trochę zdziwiona.
-No.
-Hm, myślałam, że się tylko przyjaźnicie. - zachichotała.
-Hej, to, że razem mieszkamy, niczego jeszcze nie dowodzi! Nie doszłoby do tego, gdyby Fred się nie uparł, że on chrapie.
-Więc nie jesteście razem?
-Jesteśmy. - przytaknęłam. - Ale nie musielibyśmy być.
-Rozumiem. A gdzie on teraz jest?
-Na warsztatach kulinarnych.
-Piszecie z sobą?
-Dzwonimy do siebie. - przytaknęłam.
-Związki na odległość zwykle nie wypalają... - stwierdziła.
-Jest już wczorajsze jutro, więc wraca już za 2 dni.
-Ach.
-Idziemy coś zjeść?
-Umieram z głodu.
-Chodźmy.
Razem z Clementine zjadłyśmy tosty. Wróciłyśmy do swoich pokoi i poszłyśmy spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz