Obudziłam się około 8. Wstałam i poszłam wziąć prysznic. Po prysznicu ubrałam się w białą bluzkę na ramiączkach z napisem "Love" i krótkie jeansowe spodenki. Gdy weszłam do pokoju zobaczyłam w nim Freda który był już ubrany.
-Cześć.-Powiedział przytulając mnie.
-Cześć. Co cię skłoniło do wstania?-Zapytałam.
-Chyba to, że mnie obudziłaś..
-Och. Trudno.. Chodź lepiej na śniadanie.-Powiedziałam i zeszłam do kuchni. Zobaczyłam tam Velmę i Clementine jedzące tosty
-Witam was. Clem jak noc?-Zapytałam siadając się koło Freda.
-Dobrze.
-Gdzieś wyszłaś z Fredem wczoraj prawda?-Zapytała Velma uśmiechając się szatańsko.
-Velmo.. To był niewinny spacer.-Powiedziałam poważnie
-W waszym przypadku? Wątpię w to...
-Co przez to rozumiesz?-Zapytałam patrząc na nią.
-No wiesz, jednak jeszcze nie byliście na randce, a chodzicie ze sobą. Poza tym nie myśl, że jestem ślepa. Wszystko widzę.
-Velmo! Mówię Ci, że to był niewinny spacer. Czego ty jeszcze ode mnie oczekujesz?
-Szczegółów.-Powiedziała Velma jedząc tosta.
-Poszliśmy na spacer.. Tyle.
-To są szczegóły?
-Jeżeli chcesz więcej to nie tutaj..
-Widzę, że dzisiaj się niczego nie dowiem. Skoro nie chcesz o tym gadać, to okey. Ja idę zadzwonić lub odebrać od Kudłatego, bo dzwoni rano.
-Możemy potem pogadać nad basenem..-Powiedziałam kończąc jeść płatki.
-Okey. Tak czy siak bye.-Velma poszła do biura a ja na dwór. Clem pobiegła za mną.
-Jesteś z Fredem?-Zapytała patrząc mi w oczy.
-Tak.-Powiedziałam i poszłam do Lasu do łabędzi. Zobaczyłam tam jak poprzednimi czasy czarnego łabędzia. Postanowiłam przyjrzeć mu się bliżej. Podeszłam do niego wzięłam kij i uderzyłam go nim. Zobaczyłam jak lecą iskry. Powoli się topił a ja odeszłam. Wróciłam do domu jak gdyby nigdy nic i weszłam do mojego pokoju. Leżałam myśląc nad tym kto mógłby być czarnym łabędziem. Myślałam nad wszystkimi. Opiekunami Clem i Nancy. Pomyślałam nad godzinami morderstw. Każde było w tej samej godzinie. 15. Więc ktoś musi być w lesie parę minut przed. A jak zobaczy, że jego robot się zepsuł to postanowi go zabrać. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Zobaczyłam w kuchni Freda i Velmę wychodzącą z biura. Postanowiłam im powiedzieć o moich podejrzeniach. Velma kiwnęła głową i powiedziała:
-Musimy jechać do Lasu i.. czekać na mordercę.
-Prawda. Ruszajmy.-Pojechaliśmy do lasu i zabraliśmy trochę jedzenia. Zrobiliśmy wszyscy pułapkę i czekaliśmy w krzakach. Była akurat równo 14. Nagle zobaczyliśmy sylwetkę kobiety. Zbliżała się do pułapki. Fred przeciął linę i klatka spadła na kobietę. Podeszliśmy do niej i zobaczyliśmy.. Opiekunkę Clementine!
-Cholera..
-Wezwę szeryfa.-Powiedział Fred i zadzwonił.
-To nawet wyjaśnia wszystko.. Osoba najmniej podejrzana.-Powiedziała Velma. Po chwili przyszedł mąż Oliwii.
-Co tutaj się dzieje?-Zapytał zszokowany.
-Pańska żona zamordowała kilka osób.-Powiedziała Velma. Po tym przyjechał Szeryf Stone i zabrał panią Oliwię. My pojechaliśmy do domu.
-Zapomniałaś o czymś?-Zapytała uśmiechając się Velma.
-Ach.. To chodź.-Powiedziałam. Poszłyśmy nad basen i usiadłyśmy się na trawie.
-Więc opowiadaj!
-Więc Fred wyciągnął mnie do parku. Do tej części co jest niedostępna.
-Jak to.. Jak wy przeszliście?-Velma wyglądała na zdziwioną.
-Jakaś karta wejściowa czy co..-Powiedziałam i ciągnęłam dalej- Potem usiedliśmy się na białą ławkę i rozmawialiśmy.
-Czyli miałaś.. Bardzo miłą niespodziankę.-Zaśmiała się Velma.
-Owszem. Bardzo miłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz