Pobiegliśmy za nim i zobaczyliśmy dwa domki na drzewie połączone mostkiem. Były lekko wbudowane w ogromne dęby, rosnące na samym środku małej łąki. Za drzewami było widać jezioro z ogromną ilością lilii wodnych i niebieskich ważek. Wokół rosły brzozy i płaczące wierzby. Na dachu jednego z domków przysiadł kruk, a w koronach drzew latały kosy i pustułki.
-Ej, chodźcie do nas! Scooby coś znalazł! - krzyknął Kudłaty.
-Gdzie jesteście?!
-Scooby, idź po nich. - rozkazał mu Norville.
Kiedy zostaliśmy sami, nie chcieliśmy marnować czasu i weszliśmy do domku, wspinając się po linie zawieszonej na jednej z konarów, wysoko w górze. Najpierw weszłam do domku, ale nie zobaczyłam tam nic niezwykłego. Wszędzie porozrzucane, poprzybijane do ścian lub podarte dziecięce rysunki. Głównie przedstawiały mnóstwo czarnych i brązowych kresek z liśćmi. Kudłaty tymczasem zniknął mi z oczu.
-Hej, Velma! Wespnij się po linie trochę wyżej. Tu na górze coś jest. - zawołał po chwili.
Jak mi poradził, tak też zrobiłam. Znalazłam się w wysokim korytarzu wypełnionym dokładnymi rysunkami wiedźmy opisanej przez Emily.
-Długie nogi, absurdalnie wielkie oczy, sukienka z kory i błota, włosy z liści. - powiedziałam.
-Wygląda jak topielica. - skomentował Kudłaty.
-Przestań, jej może być teraz przykro!
-A od kiedy to ty się przejmujesz uczuciami przebierańców? - uśmiechnął się
-Od kiedy mają takie fajne oczy. - spojrzałam na niego z ukosa. - I od kiedy ich obrażasz.
-Oj, już przestań, zwykle to ty im dogryzasz.
-Wcale nie! - zaprotestowałam.
-No dobrze, więc ty masz rację, a ja jestem głupi. - przewrócił oczami.
-To mi bardzo odpowiada. - uśmiechnęłam się.
Jako, że Fred jest za duży, nie mógł wejść do domku, a Kudłaty wyszedł, na rzecz Daphne. Clementine natomiast była w swoim żywiole. W domku można było wejść jeszcze wyżej, do sporego pomieszczenia które wyglądało mniej więcej jak dziecięcy gabinet - pod ścianą stało coś na kształt biurka i stołka. Niedaleko parę półeczek. Podeszłam do biurka i otworzyłam jedną z trzech szuflad. W środku znajdowała się wydarta kartka.
Moczarowa Wiedźma znowu tu krąży. Myśleliśmy, że to, co opowiadali nam rodzice, to tylko bajeczki, żebyśmy nie przychodzili na bagna, ale ona naprawdę tu grasuje. W galerii mamy pełno jej portretów, ale udało nam się zrobić tylko jedno zdjęcie, w dodatku rozmazane i w komórce siostry Rossa. Prawdopodobnie już je usunęła. Z tarasu często obserwowaliśmy ją kiedy wychodziła z groty, ale od niedawna jest on dla niej zbyt dobrze widocznym punktem. Przestaliśmy tam wychodzić, bo zawsze nas zauważała i zmierzała w naszą stronę.
Złożyłam kartkę i włożyłam do kieszeni.
-Można wejść tu jeszcze wyżej. - powiedziałam.
-Musimy znaleźć wejście. - przytaknęła Clementine.
-Jedna z lin kończyła się nie więcej niż metr na tym gabinetem. - powiedziała Daphne. - Wszystkie wchodziłyśmy po jednej linie. Clem, możesz to sprawdzić i wejść wyżej?
-Pewnie. - po chwili wróciła i powiedziała. - Z tamtej liny można byłoby się dostać...
-To świetnie! - skomentowała rudowłosa.
-Ale...
-Ale? - spytałam
-Ale klapa która to oddziela jest zablokowana od środka.
-Ugh... - burknęłam. - Nie ma sensu tu dłużej siedzieć. Najwyżej jutro tu wrócimy. Musimy jeszcze trochę się przejść.
Przytaknęły i wyszły, a ja za nimi.
Przeszliśmy koło siedemnastu metrów, kiedy natrafiliśmy na odciski butów.
-Daphne, działaj. - uśmiechnął się Scooby.
-Buty rozmiar 39, na podwyższeniu, chyba botki. - podniosła kawałek materiału. Na jej ręce pojawiły się małe krostki. - Ze sztucznej skóry. Fuja.
-No dobra. Wracamy do domu. Wrócimy tu później. - powiedział Fred.
W domu poszłam na chwilę do pokoju Daphne. Szukałam mojej koszulki. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Myślałam, że to rudowłosa, więc schowałam się, żeby ją nastraszyć. Pod łóżkiem znalazłam przy okazji koszulkę. Niestety, pomyliłam się, a do pokoju wszedł Fred. Widziałam, jak wyjmuje coś z tajnej szuflady, oraz jak Clementine wślizguje się bezszelestnie do pokoju. Fred odkręcił się a ja zobaczył pierścionek. Clem podeszła do niego i prawie przyprawiła o zawał.
-Cześć. Fajny pierścionek, zaręczynowy?
-Tak. - przytaknął po chwili.
-Ile kosztował?
-Sporo.
-Śliczny.
-Sam wybierałem.
-Ha! - krzyknęłam wyskakując spod łóżka. - Wiedziałam!
-Velma, czy ty tu się zakradłaś? - spytał zdziwiony.
-Co? Pewnie, że nie. Byłam tu przed tobą.
Do pokoju nagle weszła Daphne.
-Co tu się dzieje? - zasłoniłam z Clementine Freda który schował pierścionek.
-Ja... Właśnie mówiłam Fredowi o tym, że pingwinom trudno jest zaprzyjaźnić z lwami morskimi. Cześć. - pospiesznie wyszła z pokoju.
-A ty? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Przyszłam po to, złodzieju. - pokazałam jej koszulkę.
-To teraz ją załóż, bo idziemy na koncert!
-Aha...? - byłam lekko zdziwiona.
-Już mi się przebierać, bo koncert za piętnaście minut!
Tak więc za pięć minut miałam na sobie koszulkę z Batmanem, sprane jeansy, trampki i własną szarą bluzę. Byłam gotowa na koncert.
-Można wejść tu jeszcze wyżej. - powiedziałam.
-Musimy znaleźć wejście. - przytaknęła Clementine.
-Jedna z lin kończyła się nie więcej niż metr na tym gabinetem. - powiedziała Daphne. - Wszystkie wchodziłyśmy po jednej linie. Clem, możesz to sprawdzić i wejść wyżej?
-Pewnie. - po chwili wróciła i powiedziała. - Z tamtej liny można byłoby się dostać...
-To świetnie! - skomentowała rudowłosa.
-Ale...
-Ale? - spytałam
-Ale klapa która to oddziela jest zablokowana od środka.
-Ugh... - burknęłam. - Nie ma sensu tu dłużej siedzieć. Najwyżej jutro tu wrócimy. Musimy jeszcze trochę się przejść.
Przytaknęły i wyszły, a ja za nimi.
Przeszliśmy koło siedemnastu metrów, kiedy natrafiliśmy na odciski butów.
-Daphne, działaj. - uśmiechnął się Scooby.
-Buty rozmiar 39, na podwyższeniu, chyba botki. - podniosła kawałek materiału. Na jej ręce pojawiły się małe krostki. - Ze sztucznej skóry. Fuja.
-No dobra. Wracamy do domu. Wrócimy tu później. - powiedział Fred.
W domu poszłam na chwilę do pokoju Daphne. Szukałam mojej koszulki. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Myślałam, że to rudowłosa, więc schowałam się, żeby ją nastraszyć. Pod łóżkiem znalazłam przy okazji koszulkę. Niestety, pomyliłam się, a do pokoju wszedł Fred. Widziałam, jak wyjmuje coś z tajnej szuflady, oraz jak Clementine wślizguje się bezszelestnie do pokoju. Fred odkręcił się a ja zobaczył pierścionek. Clem podeszła do niego i prawie przyprawiła o zawał.
-Cześć. Fajny pierścionek, zaręczynowy?
-Tak. - przytaknął po chwili.
-Ile kosztował?
-Sporo.
-Śliczny.
-Sam wybierałem.
-Ha! - krzyknęłam wyskakując spod łóżka. - Wiedziałam!
-Velma, czy ty tu się zakradłaś? - spytał zdziwiony.
-Co? Pewnie, że nie. Byłam tu przed tobą.
Do pokoju nagle weszła Daphne.
-Co tu się dzieje? - zasłoniłam z Clementine Freda który schował pierścionek.
-Ja... Właśnie mówiłam Fredowi o tym, że pingwinom trudno jest zaprzyjaźnić z lwami morskimi. Cześć. - pospiesznie wyszła z pokoju.
-A ty? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Przyszłam po to, złodzieju. - pokazałam jej koszulkę.
-To teraz ją załóż, bo idziemy na koncert!
-Aha...? - byłam lekko zdziwiona.
-Już mi się przebierać, bo koncert za piętnaście minut!
Tak więc za pięć minut miałam na sobie koszulkę z Batmanem, sprane jeansy, trampki i własną szarą bluzę. Byłam gotowa na koncert.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz